fot. mat. pras.
Ogłoszeniu listy beneficjentów, do których miały trafić środki z tarczy dla kultury, wywołało falę kontrowersji. Na liście podmiotów objętych dofinansowaniem poza m.in. agencjami koncertowymi znaleźli się m.in. Golec uOrkiestra, Miuosh czy Kamil Bednarek.
– Wielkie wiadro pomyj wylało się na moją osobę jakobym się politycznie sprzedał i dostał pieniądze „na życie” od Telewizji Polskiej… Prowadzę od kilku lat działalność, zatrudniam ludzi, płacę podatki jak każdy obywatel, płacę ZUS i inne ściągane przez Urząd Skarbowy opłaty… Każdy, kto ma zarejestrowaną działalność w obrębie kategorii kulturalno-artystycznej, mógł wystartować w projekcie. W moim imieniu postulował o to manager. Gratuluję wszystkim, komu udało się dostać dofinansowanie na przyszłe branżowe działania. Wierzę, że mądrze je wykorzystacie i nie będziecie zmuszeni ich oddać z powrotem… – komentował, odpowiadając na hejterskie wpisy pod swoim adresem Bednarek.
Sprawdź także: Foo Fighters wydadzą album disco
Artur Gadowski w rozmowie z Teraz Rockiem wraca do sytuacji z jesieni, przyznając, że sposób, w jaki komunikowano wypłaty dla branży kulturalnej, sprawił, że opinia publiczna mylnie zinterpretowała funkcjonowanie tarczy.
– Moja żona rozmawiając z taksówkarzem dowiedziała się, że artyści dostali od władzy mnóstwo pieniędzy. Tymczasem jesienna pomoc była skierowana wyłącznie do podmiotów gospodarczych związanych z kulturą, a zarazem była takim ruchem, dzięki któremu społeczeństwo uwierzyło, że każdy artysta dostał milion złotych. I nie przekonasz pana taksówkarza, że niektórzy nie dostali absolutnie nic. Jest wiele branż, które są poszkodowane przez lockdown, ale działają w podziemiu – czemu się nie dziwię, bo ludzie muszą jakoś żyć. Ale artyści w podziemiu działać nie mogą. Nie mają takiej możliwości – ocenił wokalisty Iry.