foto: P. Tarasewicz
Wczorajsza gala Fryderyków wzbudziła masę dyskusji. Niestety, nie mówi się o wspaniałym show, które miało pomóc nagrodzie wstać z kolan, ale o kuriozach i niedociągnięciach, która dla zdaniem wielu stały się gwoździem do trumny Fryderyków. Jedną z wielu wpadek organizatorów było to, że Abradab nie mógł usiąść przy jednym stole stole ze swoją żoną. Raper poinformował o tym w komentarzu po jednym z postów Tytusa, szefa Asfalt Records.
– Tak to wygląda – nominują, zapraszają z żoną po czym nie wpuszczają nas razem. Ban dla takich gówniarskich akcji – skomentował Abradab. W odpowiedzi Tytus przyznał, że dla odmiany on nie miał żadnych problemów przy wejściu. – Następnym razem ze mną musisz wejść, ja pół Warszawy wprowadziłem – napisał szef Asfaltu, który odebrał wczoraj statuetkę za album „W drodze po szczęście” Ostrego.
Kiedy poprosiliśmy Abradaba o komentarz, raper zwrócił uwagę także na inne problemy gali. – Organizacyjnie było bardzo wiele niedociągnięć, łącznie z wyjątkowo niebezpieczną sytuacją na ruchomych schodach i kompletnym brakiem reakcji ze strony personelu. O krok od nieszczęścia. Osobiście smuci mnie fakt, że miało to miejsce w tak fantastycznym miejscu i mieście (<3 Kato). A już zupełnym kuriozum było wręczenie trzech (sic!) statuetek poza kamerami w najbardziej wpływowej i wyk****stej kategorii muzycznej – napisał do nas reprezentant Kalibra 44, którego nominowano do Fryderyka za solowy album „048”.
Wyświetl ten post na Instagramie.