fot. mat. pras.
Lider zespołu T.Love po raz kolejny odniósł się do głośnych zmian personalnych w składzie grupy. W obszernym oświadczeniu Muniek Staszczyk postanowił spokojnie i bez sensacji wyjaśnić fanom kulisy rozstania z Sidneym Polakiem oraz Janem Benedekiem – muzykami, z którymi współtworzył historię zespołu przez wiele lat.
„To nie była łatwa decyzja”
Muzyk podkreśla, że odejścia wieloletnich współpracowników były dla niego trudnym i bardzo osobistym doświadczeniem.
Rozstania z Sidneym Polakiem i Janem Benedekiem – jak zaznacza – dotknęły go głęboko. To ludzie, z którymi łączyły go lata wspólnego grania, tras koncertowych i momentów, których nie da się wymazać z pamięci. Muniek wyraźnie zaznacza, że żadne decyzje personalne nie unieważniają wspólnej historii ani znaczenia muzyki, którą razem stworzyli.
Dlaczego Muniek milczał tak długo?
Przez długi czas lider T.Love unikał publicznego wchodzenia w szczegóły konfliktu.
Przez długi czas nie chciałem wchodzić w szczegóły, bo uważałem, że pewne sprawy powinny zostać między nami – tłumaczy.
Jak dodaje, dopiero po czasie uznał, że wobec fanów, którzy towarzyszą zespołowi od lat, jest winien szczere i otwarte wyjaśnienie.
Sprawa Sidneya Polaka: długotrwały konflikt
W przypadku Sidneya Polaka decyzja o rozstaniu nie była nagła. Muniek przyznaje, że napięcia i problemy w zespole narastały od dłuższego czasu.
Lider T.Love przez długi okres próbował łagodzić konflikty, brać odpowiedzialność na siebie i wierzył, że wspólne granie jest ważniejsze niż narastające nieporozumienia. Na dwa tygodnie przed zakończeniem współpracy wysłał do Sidneya wiadomość, w której jasno zaznaczył, że brak rozwiązania poważnego konfliktu może zagrozić jego dalszej obecności w zespole.
Była to – jak podkreśla Muniek – ostatnia próba ratowania sytuacji.
Niestety, nie przyniosła ona efektu. W pewnym momencie stało się jasne, że dalsza współpraca nie jest możliwa – nie tylko z perspektywy lidera, ale także pozostałych członków zespołu oraz wieloletniego menedżera. Jako lider Muniek musiał wziąć odpowiedzialność za przyszłość T.Love.
Forma rozstania i przeprosiny
Staszczyk odniósł się również do sposobu przekazania decyzji, który – jak sam przyznaje – mógł zranić.
Zadziałałem schematycznie. Po prostu w taki sposób najczęściej komunikuję się z zespołem, znajomymi i przyjaciółmi. Po ludzku mogłem to zrobić lepiej – przyznał, przepraszając za formę.
Jednocześnie podkreślił, że decyzja nie była impulsywna ani podyktowana brakiem szacunku, lecz wynikiem długiego procesu i poczucia odpowiedzialności za zespół.
Rozstanie z Janem Benedekiem: inna historia
W przypadku Jana Benedeka sytuacja miała nieco inny charakter. Początkowo współpraca układała się bardzo dobrze – wspólnie powstał album „Hau! Hau!”, a koncerty dawały zespołowi dużo radości.
Z czasem jednak zaczęły pojawiać się nieporozumienia, szczególnie podczas pracy nad nową muzyką na album „OrajT!”. Coraz częściej zamiast twórczej energii pojawiały się napięcia i trudności komunikacyjne, które przypominały konflikty sprzed lat.
Wątek umów i „cywilizowane zasady”
Muniek odniósł się również do pojawiających się w mediach spekulacji dotyczących umów.
Podkreślił, że umowy były proponowane i podpisywane, a w pewnym momencie zaproponował całemu zespołowi profesjonalną umowę przygotowaną przez kancelarię prawną. Zakładała ona sześciomiesięczny okres wypowiedzenia oraz gwarancję wynagrodzenia.
Jan Benedek nie zdecydował się jej podpisać, jednak – jak zaznacza Staszczyk – sama propozycja świadczy o chęci uporządkowania spraw w jasny i uczciwy sposób. Problemem nie był więc brak formalnych rozwiązań, lecz narastające trudności we współpracy i zaufaniu, których nie da się zastąpić żadną umową.
„Chcę zespołu opartego na szacunku i spokoju”
Po latach grania Muniek podkreśla, że chce, aby T.Love było zespołem, w którym jest miejsce na twórczą synergię, wzajemny szacunek i spokój – zarówno na scenie, jak i poza nią.
Decyzje personalne nie przekreślają wspólnych lat, muzyki ani wspomnień fanów. Jak podkreśla lider T.Love, choć dziś nie pracują razem, jego uczucia wobec Sidneya i Jana pozostają braterskie.
Na koniec zwrócił się bezpośrednio do fanów:
Dziękuję Wam za obecność, wsparcie i cierpliwość. I za to, że dajecie nam prawo być po prostu ludźmi.