Pamiętam, że swego czasu okrzyknięte przez wielu objawieniem The Mars Volta nie zrobiło na mnie żadnego większego wrażenia. Ani dobrego, ani złego. Ot, był taki zespół i sporo znajomych się nim jarało. Mnie nie przeszkadzał. I tyle. Aż zobaczyłem ich na żywo i zwariowałem. Kupując ich płyty zastanawiałem się, w jakiej kolejności się do nich zabrać i jak to się stało, że się rozminęliśmy.
Albo taki Hooky. Czyli Peter Hook, współzałożyciel Joy Division. Wciąż dla mnie pozostawał w cieniu swojej legendarnej formacji, aż w końcu nie wybrałem się na jego koncert. Po koncercie musiałem sobie go „odkurzyć”, po lekturze jego książki (o JD, oczywiście) mam dla niego wiele sympatii, nie tylko za jego poczucie humoru. Dziś cieszę się, że zobaczę go w Jarocinie.
To samo z Organkiem. Zanim pojawiła się jego solowa, rockowa płyta, widziałem go na przestrzeni kilku lat w różnych projektach lub gościnach na żywo u różnych artystów. I myślałem sobie… dobrzy Boże, ależ ten koleś ma możliwości, co za rockowy potwór. Gdyby nie to, nie czekałbym tak niecierpliwie na album, który okazał się później jedną z lepszych płyt roku w Polsce. Inaczej zaś z Zalewskim. Ten rośnie mi w oczach z koncertu na koncert. A i tak zaczynał z bardzo wysokiego pułapu. Dziś jest dla mnie jednym z najważniejszych głosów na polskiej scenie.
Jeśli w ten sposób patrzeć na koncerty, to bardzo ciekawy jestem koncertu Goodsmack. Z dwóch powodów (nie wiem, który ważniejszy). Po pierwsze bardzo ich lubię, po drugie, nigdy nie widziałem ich na żywo…
W ogóle w dzisiejszej audycji podrzucam Wam samych takich wykonawców, których albo przed chwilą z wielką satysfakcją widziałem na żywo, albo z niecierpliwością czekam na ich występ. Parafrazując Osiecką… pamiętajcie o koncertach.