„Chyba nie trzeba nic wyjaśniać. Nie dość, że polski raper, to jeszcze lewak” – tak profil Zdelegalizować polski hip-hop zaanonsował powyższy wywiad. Rzeczywiście wszystko jasne. Nie wiadomo tylko co zrobić z komentatorem, który odważył się napisać „jak wołają za kimś lewak to znaczy, że normalny”, a nawet zebrał kilka lajków. Mam osobistą nadzieję, że Tau się za niego modli.
W nowym utworze Tedego pt. „Bednius” znalazł się wers „Hajs z tego mam i bekę z Alcomindz Mafii”. Zareagował Koldi, sołtys ALCMDZ, być może przyszły milioner, z pewnością przyszła legenda gender studies: „Nikt tego odpalał nie będzie tutaj, ale zostaje nam podziękować bo to nie pierwszy dowód, a jest ich ostatnio coraz więcej, że jesteśmy wszędzie. Buziaczki od całego teamu”. Skoro chłopcy w rap grze przesyłają sobie buziaczki, to co będzie dalej, szminka i przymierzanie strojów ich matek? Ach, moment . „Nie wiem co tam chłopaki by zmontowali natomiast ja sam osobiście w razie konieczności na rapach bym go jebał jak trzeba. Tyle ze przy takiej różnicy we fejmie ludzie nawet by nie skusili się żeby na Rapgeniusa wejść żeby skumać co ja gadam” – napisał Koldi. Póki co Tede może spać spokojnie i to nawet na brzuchu, albowiem jeszcze nie zaszła konieczność i nie będzie jebany. Poza tym faktycznie, bez Rapgeniusa trudno skumać, ktoś musi przełożyć z języka sukcesu na język polski.
„Właśnie wróciłem z Hocki klocki gdzie grał Tet&Pogz. Poczułem się jak w 2005, kiedy nie ważne było jakie nagłośnienie załatwił organizator, liczyły się emocje” – zdradził Danny, z pewnością najbardziej sentymentalny członek SB Maffiji. Szlochałbym jak gejsza na „Ostatnim samuraju”, ale to zestawienie kiedyś – dziś jest niesprawiedliwe. Przecież polski rap wywołuje więcej emocji, kiedy dobrze nie słychać, co gadają.
Miłe słowa, riposty… „Tede, następna płyta też będzie na trapach ? Propsuję grubasku, jesteś cholernie sprytnym rzezimieszkiem” – taki oto komplement spotkał TDF-a ze strony społeczności Obiektywny Degustator Rapu, kiedy Graniecki zechciał się na swoim profilu pochwalić sprzedażą „Kurta Rolsona”. Padła nawet klasyczna riposta „SAM JESTEŚ GRUBAS”, ale z fejkowego konta. Tymczasem naprawdę gorąco zrobiło się na profilu RapBeka. „Właśnie Magda 17 z Jasienia zaproponowała mi sex przez GG. Myślicie, że byłem ofiarą policyjnej prowokacji czy kurestwa młodzieży, a może jeszcze coś innego? Zapraszam do dyskusji” – odezwał się admin. „Bierz się za nią. No chyba że nie lubisz starszych” – przepięknie skontrował jeden z czytelników.
„Zawsze schodzę ze sceny bardziej najebany niż wchodzę. Jak to?” – zapytał donGURALesko. „Panasewicz ma na odwrót” – przytomnie odpowiedział czytelnik. Pytanie „Dlaczego chcecie mi za to płacić?” mogłoby wygenerować ciekawsze komentarze.
Jest wreszcie na Popkillerze świeży tekst Muflona. „Do napisania tego felietonu natchnęła mnie szokująca informacja, że w Warszawie pod koniec sierpnia wystąpią (uwaga, werble….) Dilated Peoples! Z kolei jeżeli nie wiecie, to na Hip Hop Kempie headlinerem w tym roku – dodajmy, że po raz trzeci w historii tej imprezy – będą (uwaga, werble…) Dilated Peoples! A na przykład trzy lata temu na festiwalu Hip Hop Arena w Łodzi gwiazdą był zespół (uwaga, werble…) Dilated Peoples! Rok później, na festiwalu Gdańsk Dźwiga Muzę fani hip-hopu mieli niepowtarzalną okazję, aby na scenie zobaczyć (uwaga, werble…) Dilated Peoples! Od roku 2008 dzieli nas już sześć lat, mogliście zapomnieć, więc śpieszę z przypomnieniem – wtedy w ramach imprezy Warsaw Challenge na deskach amfiteatru w Parku Sowińskiego pojawił się legendarny skład z Kalifornii (uwaga, werble…) Dilated Peoples. A żeby nie sięgać wstecz aż tak daleko, to może przywołajmy wydarzenia z początku bieżącego roku: w styczniu w Warszawie wystąpili Alchemist i Evidence, członek znakomitej podziemnej ekipy (perkusistę już troszkę bolą łapy, ale cóż zrobić, taki żywot – uwaga, werble…) Dilated Peoples!” – napisał autor, porównując naszą sytuację do Wysp Owczych, które co rok z utęsknieniem czekają na Bryana Adamsa. Cóż, być może Muflon powinien porzucić Polskę (aż by się chciało dopisać – jak każdy lewak) dla Wysp, bo o ile Dilated Peoples pisze bezbłędnie, to Bryana Adamsa z błędem, widać jeszcze się do kanadyjskiego barda nie przyzwyczaił. Poza tym częstotliwość grania nad Wisłą nie przekłada się u DP na jakość ich koncertowania, wciąż grają zbyt rzadko, żeby wychodzić tu na scenę najebanymi. Koniec końców cała ta sytuacja pozwala poczuć jakąś harmonię – wracasz do kraju z wakacji, a tu Tede jest na Glamrapie, Chada w więzieniu, Dilated w Sali koncertowej. To właśnie takie drobne rzeczy sprawiają, że czujesz się jak w domu. Własnym albo wariatów.
{reklama-hh}
Siedemnaście miesięcy po premierze na Popkillerze znalazła się recenzja pierwszej płyty zespołu clipping. „Długo zwlekałem z opisaniem <midcity>” – zauważa autor, informując szczerze, że zanim tekst zdążył się ukazać, zespół zdołał wydać następny album (tak swoją drogą to czy mamy już na Facebooku profil „Typowy Popkiller”?). Poza tym recenzent wahał się, wił w mękach wątpliwości. „Warto o tym krążku napomknąć w perspektywie rychłej – już drugiej w Polsce – wizyty clipping. w najbliższych dniach na Off Festivalu, ale czy Popkiller jest do tego odpowiednim miejscem? Wątpliwe, żeby tak awangardowe dzieło znalazło grono wyznawców na tym akurat portalu” – myśli na głos dziennikarz, ale w końcu się decyduje, dzięki czemu wszyscy mamy okazję przeczytać o „udawanym spokoju właściwym jednostkom chorym na coś przykrego” czy „gwałcących uszy hordach skrzeków” (i co, jeszcze śmiejecie się z Łony i jego kondomów na głowie?). Na pytanie jednak wypada odpowiedzieć. Otóż nie, Popkiller nie jest do tego odpowiednim miejscem, wszystkie informacje powinny dotyczyć wyłącznie (uwaga, werble…) Dilated Peoples.
Mateusz Natali zamieścił relację z odbywającego się u Niemców festiwalu Splash. Oto fragment: „YG, który grał dokładnie pół godziny przed meczem wyszedł za to ubrany w koszulkę meczową… Lukasa Podolskiego. I zagrał w niej jak na finałową atmosferę przystało, bo choć koncert był wyjątkowo krótki (około 35 minut, z czego przynajmniej 10 zajęło puszczanie kalifornijskich hitów jak „I Got 5 On It” czy „California Love) to i mocno energiczny, a my usłyszeliśmy wszystkie największe sztosy z „My Krazy Life”. Ciężko mi mówić czy był to najlepszy występ Splasha, ale na pewno ten, na którym wybawiłem i wyskakałem się najlepiej, utwierdzając zarazem, że bity DJ-a Mustarda na żywo niosą jeszcze bardziej niż na głośnikach a jego bas wgniata w podłogę. Ogień” – I to może być odpowiedź dla Muflona – właśnie dlatego lepiej sprowadzać (uwaga, werble…) Dilated Peoples niż modne gwiazdy. Masz gwarancję, że zagrają dłużej niż 25 minut i raczej nie będą mieć na sobie trykotów niemieckich piłkarzy.
DJ Norizprzemówił na temat wartości i tego, jaki ma być rap. „Rap o dziwkach, hajsie i jakim się jest super i jak zjada się grę to nie jest to czego się nauczyłem w latach 90. słuchając np. Wu-Tang” – napisał na swojej stronie Noriz. „Rap ma uczyć opowiadać o tym co dzieje się wokół nas na świecie, o problemach. Ma opowiadać o historiach które mogą nas przestrzec przed nie popełnianiem czyiś błędami i uczyć <Each One Teach One>. A moim zdaniem przede wszystkim mówienie Prawdy, która jest dobra dla ludzkości i wszystkich społeczności a także nie stać obojętnie na ludzkie problemy tylko mówić szczerze o tym co nas boli i jak możemy to zmienić. Rise Up Speak Up!” – wyznał. Cóż, też bym się pewno tego w latach 90. nauczył, ale mówiłem już trochę po angielsku. Wystarczająco, żeby wiedzieć, że pierwszy utwór na debiucie Wu-Tang Clanu mówi o tym, jaki zespół jest super, Raekwon nawija o tym, że spodziewa się złota, a Inspectah Deck z wersem „I rip it hardcore, like porno-flick bitches” nie miał na myśli dobra ludzkości. Ale co do prawdy bym się zgodził, choć nie wiem czy napisał ją wielką literą – Ol’ Dirty Bastard zaczynający zwrotkę od trzykrotnego powtórzenia „ssij mi fiuta” z pewnością nie kłamał.
Kobra ma nową misję. Tłumaczy rzeczy oczywiste ludziom, którzy nigdy ich nie zrozumieją, a jak zrozumieją, to wyrosną z polskiego hip-hopu. Chodzi oczywiście o props dla Tedego sprzed kilku miesięcy. Bo przecież TDF popadając w konflikt z Peją automatycznie przestał umieć nawijać, stał się głuchy, gruby, włochaty i sprzedajny. Żona Pei to zauważyła, Kobra nie, ciekawe. Tym samym raper z RPS Enterteyment stał się wielkopolskim trybutem w igrzyskach śmierci. To był ten dzień, gdy Poznań zapłakał i nawet Gandzior zwinął smutnego jointa. Tłumaczenia jednak nie mają końca. Za Kobrą stoją jego ziomki, bo „to ludzie, którzy mają w dupie wewnętrzne konflikty” a na to żadna maść nie pomoże. „Jeśli czujesz się zawiedziony moimi poczynaniami i piszesz dziwne opinie – opuść grono moich znajomych i fanów, nie potrzebuję takich ludzi. To Wy jesteście chorągiewkami bo artysta sam decyduje o swoim rozwoju i kształcie twórczości” – grzmi raper. Słusznie, ale ja bym był ostrożny z piłowaniem własnej gałęzi. Nie ma chorągiewek, nie ma festynu, interes się nie kręci.
Najobrzydliwsze określenie tygodnia właśnie nadchodzi. Maciej Wojszkun straszy nas „obfitym rosterem”.
Mateusz Osiak recenzuje Uszera zDP, wyjaśniając to, że zDP nie oznacza „z dupy”, że do piekła z zakrwawionym różańcem nie wypada i parę innych rzeczy. „Znajdujesz płytę <Dumbo>, która na kolorowej okładce ma słonia w czapce i ze skrętem w trąbie. – Co to za typ? – myślisz, wpisując w YouTube jego ksywkę. Włączasz singiel <Kombo komba>, a tam Uszer w jakieś tajskiej czapce, leży rozwalony na materacu wodnym w bliżej nieokreślonym akwenie z miniwodospadem w tle i rapuje na elektronicznym bicie doktorasamuela. Może królem majka nie jest, ale co za pozytywna morda!” – pisze bloger. Jak rapowali Mobb Deep: „Morda, Morda, Morda, kill, kill, kill” – nie widzę nic pozytywnego w tym, że ktoś wypoczywa kiedy ja się kiszę na blokowisku. Ale puenta wynikająca z przytoczonego cytatu mi się podoba i pasuje na zakończenie – raperzy powinni mniej inwestować w swoją muzykę, więcej w wakacje. Recenzent z pewnością to doceni. Do zobaczenia za tydzień.