Spokojnie, nawet szatan, może zwłaszcza on, boi się kraju, gdzie równolegle działa Ryszard Nowak i Tau, występujący wcześniej pod demonicznym pseudonimem Medium. Ten drugi trafił właśnie na stronę Najgłupsze teksty w polskim rapie z przypisanymi mu wersami „We wsi gadają, że masz bity z Fruity Loopsa/ Mój bit to owoc, a twój brudny burak, z gówna”. Najpopularniejszy komentarz pod obrazkiem: „Zostawcie go, on wierzy w Boga”.
Link do „Poprawionego Info” na swojej tablicy umieścił Theodor, dodając komentarz „Ależ ja się nie mogłem tego doczekać …”. Jeszcze tego samego dnia pojawiło się uzupełnienie: „Dla wszystkich, którzy po poprzednim poście doszukują się drugiego dna w postaci mojego nie lubienia Dioxa. Ja oczywiście drwię lekko i mocniej żenuję słysząc wersy <robimy hip-hop tiptop kurwa rodzynki w cieście> albo <wyglądasz jak filemon a Twoja gadka do kondom>”, ale też nie odmawiam Dioxowi skillsów czy zasług. Dla mnie w przeszłości był bardzo inspirującym i dobrym MC (…)” – napisał Theodor. Cóż dodać? „Wątpię”. Tak nazywał się utwór (Dioksa), który wrzucił na potwierdzenie swoich słów. Czytelnicy byli wyraźnie zawiedzeni, że dwaj raperzy nie wylali na siebie wiadra pomyj i nie pobili się na koncercie. Dorośli raperzy są zbyt nudni.
„Ponad dwa lata ciężkiej pracy w studio i zaczynają ukazywać się grube sztosy. Początek roku Radara R3/7 Swordsman, teraz płyty Areczek PRG i Fazi – Czoper… Każdy kto kupił już te płyty to wie, że nie żartujemy” – buńczucznie zapowiada cytowany przez Glamrap Krzysztof „KNT” Kozak. „Wgniatamy szczerością, techniką, pomysłami i przeżyciami. Myślę, że gdy jednego dnia staniemy obok siebie to będziemy budzić respekt wśród naszych przeciwników” – odgraża się KNT. To budzenie respektu nie będzie łatwe. Wydaje się, że bardzo mocno zasnął.
Może być wręcz przeciwnie, bowiem hip-hopowcy zaczynają być atrakcyjni nie tylko dla siebie nawzajem. Przed naprawdę trudnymi decyzjami stanął pewien uczestnik festiwalu Open’er. „Jest po openerowej środzie. Sam nie wiem co było najbardziej pedalskie oraz kogo chciałbym wpuścić do namiotu na rozmowy o muzyce przy Cuba Libre. Zastanawiałem się pomiędzy chłopakami z Foster The People, Jamie xx a Eldo. Wybór padł na ostatniego pana ponieważ tak jak ja lubi white socks” – napisał administrator profilu Muzyka Pedalska. W czwartek wybór był jeszcze trudniejszy: „Długo się wahałem pomiędzy Kubą Sojką, Ment XXL z Rasmentalism a panem z ochrony stojącym przy Beat Stage. Tym razem postawiłem na ładną twarz (przecież nie na wnętrze): Kuba Sojka aka Psi-Acoustic czwartkową dupą Openera” – doniósł autor. Nie wiem czy Eldo należy pogratulować, za to instynkt mi podpowiada, że pomimo przegranej Ment XXL nie odwoływał się od decyzji.
„Nic się nie dzieje bez przyczyny, każde niepowodzenie jest ważnym doświadczeniem i może stymulować zmiany. Z dzisiejszą świadomością, wiele wydarzeń, które powierzchownie można rozumieć jako porażki i coś złego, widzę jako dobre i bardzo adekwatne”. Ładne, prawda? Ale nie napalajcie się, to jednak nie Coelho, tylko Spinache w ramach publikowanego na Popkillerze cyklu „Inna Strona” . Reszta tego co mówi jest ciekawsza. Raper przyznał, że lubi m.in. Pastis, czerwone wino („ulubione szczepy to Syrah i Pinotage”), „Koncerty brandenburskie” Jana Sebastiana Bacha, „Odyseję Kosmiczną” Kubricka i prozę Jorge Bucaya. I doczekał się komentarza od Czytelnika twierdzącego, że „powinien zrobić coming out, by pokazać, że w środowisku raperów też są osoby homo” bowiem „homoseksualistą niewątpliwie jest. Bardzo inteligentnym. Mam nadzieję, że nie jest to odebrane jako inwektywa w jego stronę. Dykcja, flow, wyszukane słownictwo, ubiór, teksty dające do myślenia – wszystko jest perfekt!”. Zupełnie nie interesuje mnie, co Spinache robi w sypialni, ale założenie, że skoro raper wychodzi poza kryminały Cobena, sześciopak Harnasia, zna szczepy inne niż RPK, SGP i ZDP, umie się ubrać oraz wysłowić, to jest gejem jest tak cholernie polskie, że śpiewa rotę, pali tęczę i klaszcze po wylądowaniu jednocześnie. Ej, trochę snobizmu nie powoduje, że przytulasz facetów.
{sklep-cgm}
„Brakuje Januszów Korwin-Mikke, z niezmiennym celem i pasją, która nie ulega rozkładowi” – diagnozuje scenę VAIB Magazyn w felietonie „Potrzebni jak tlen” . Spokojnie, Januszów nie brakuje, tylko z Korwin-Mikke trochę gorzej. Ale nie ma co narzekać, bo ON znów tu jest. Przecina ciemność niczym świetlisty bumerang wyrzucony z ręki natchnionego Aborygena: „I oto powrócił. Po kilku latach wewnętrznej tułaczki. Z perspektywy świadomego słuchacza – jest pustelnikiem. Pojawia się raz na jakiś czas, siejąc w głowach wątpliwości, zmuszając do bardziej wnikliwego posłuchania siebie, zrozumienia siebie. Leszek Eldo Kaźmierczak to ktoś kto był, jest i zawsze będzie potrzebny każdej scenie, nie tylko rapowej. Podobnie jest w przypadku sędziwego już Pandereckiego, Roberta Brylewskiego, Wojtka Waglewskiego czy nawet Artura Rojka” – pisze Mariusz Max Ko… yyy, Maciek Tobolko. Kto to jest Panderecki? To taki Penderecki, tylko że mruczy i żuje pędy bambusa? Ale poza tym pomysł mi się podoba – dość uprzywilejowania rapu, Eldo na każdej scenie – metalowy dla szatanistów, plastikowy dla klubowiczów, z cycków i masła dla fanów folku. Coś jak uniwersalny krasnal ogrodowy, tylko na miarę naszych wybujałych duchowych potrzeb.
Na koniec jeszcze raz Sokół. „Rozczarował mnie polski hip-hop, tym, że najpopularniejszym portalem hip-hopowym w Polsce jest dziś GlamRap. To jest bardzo rozczarowujące, to plotkarstwo i taka pogoń za sensacją, tabloidyzacja tego polskiego hip-hopu (…) – mówi w wywiadzie dodając, że nasza wirtualna rap-kolorówka „jest jak polskie porno w brązowych skarpetkach z poliestru”. Owszem, tylko, że w porno chodzi chyba przede wszystkim o to, żeby włożyć i wyjąć, a nie o to, co masz na nogach. Z tą myślą zostawiam do przyszłego tygodnia.