Oko za oko, rym za ząb #6: Mięso i warzywa

Szósta część serii artykułów o konfliktach w polskim hip-hopie.

2014.07.23

opublikował:


Oko za oko, rym za ząb #6: Mięso i warzywa

Pamiętacie serię utworów Piha, w których  podsumowywał ostatnie dwanaście miesięcy? Dziś spośród trzech opublikowanych do tej pory nagrań – „2003”, „2004” i „2005” – interesować nas będzie to przedostatnie. Nie ze względu na śmierć Waldemara Milewicza, Dimebaga Darrella czy trzęsienie ziemi na Oceanie Indyjskim, lecz okolicznościową imprezę „Christmas Rappin”, która odbyła się 21 grudnia w warszawskiej Piwnicy pod Harendą. „Tuż przed gwiazdką Christmas Rappin / W roli głównej ja i debiut roku, Pyskaty / Pe jak leszcz z ochroną, z eskortą do domu / To był tylko przedsmak, powiew terroru”, rapował w „2004” Pih. Białostocki weteran w jednym miał z pewnością rację – tamte wydarzenia faktycznie były przedsmakiem i zapoczątkowały jeden z ciekawszych, przynajmniej na papierze, konfliktów na polskiej scenie. Czy jednak Pe rzeczywiście wrócił do domu „jak leszcz z ochroną”?10 czerwca 2005. Stołeczny klub Ground Zero. Finał Wielkiej Bitwy Warszawskiej. W jednym z pierwszych pojedynków mierzą się Duże Pe i Skow. Pochodzący z Grudziądza freestyle`owiec atakuje warszawiaka: „Ja zejdę ze sceny zwycięsko, ona Cię wygwizda / Słyszałem, że PiH na scenę wszedł i powiedział, że jesteś pizda”. Gdy do głosu dochodzi Pe, odpowiada na tę zaczepkę: „Christmas Rappin było dla Piha szokiem / Straszył chujem na twarzy, skończył z pizdą pod okiem”.

 

Jak więc naprawdę było? Kto wrócił z eskortą, a kto skończył z pizdą? Oddajmy głos postronnym świadkom. Oto relacja z „Christmas Rappin”, która krąży po sieci:”Pih próbuje w przerwie bitwy zastraszyć Flintstone`a [Marcina Flinta, ówczesnego redaktora „Ślizgu”, dziś współpracownika m.in. CGM.pl – red.] i/lub spuścić mu manto za jakiś artykuł czy wpis na blogu. Pe i Afro Jax ruszają ratować Flintstone`a. Agresja Piha przenosi się na Pe, który zepsuł mu zabawę. W klubie Pih zaczepia Pe i m.in. zapowiada, że będzie na niego czekał pod klubem. Pih z Pyskatym wbijają na scenę i wyzywają Pe. Po chwili Pe wychodzi na scenę. Pih z Pyskatym schodzą ze sceny zanim dochodzi do konfrontacji. Bitwa toczy się dalej. W międzyczasie ktoś z ekipy Piha zalicza sparring z barmanem z Harendy, po czym cała ekipa zostaje wyprowadzona z klubu przez ochronę. Pe wygrywa battle.Pe dostaje od wychodzących z klubu znajomych info że Pih `z ekipą` czekają na niego pod klubem. W celu wyrównania sił Pe dzwoni po swoich ludzi, którzy akurat piją po sąsiedzku. Po 5 minutach pojawia się znajoma ekipa Pe, ale Piha i jego ludzi pod klubem już nie ma. Po drodze do Indeksu Pe, Spox i 2 ludzi od nich (Mamut, Kamyk) trafiają na Piha i Pyskatego wychodzących z kebabu na Krakowskim [Przedmieściu]. Pih startuje do Pe z agresywną gadką, Mamut z własnej inicjatywy wtrąca się i kulturalnie sugeruje mu, żeby dał sobie spokój. Wywiązuje się pyskówka między Mamutem a Pihem. Pih zaczyna bluzgać Mamuta (błąd – odradzam) za wtrącenie się i dostaje odpowiedź w postaci strzału w mazak, zaczyna się krótka bójka między Mamutem i Pihem oraz szamotanina między Kamykiem a Pyskatym, w wyniku której Pih zalicza na własne życzenie lekki oklep”.

 

Kilka dni po pamiętnych linijkach na WBW Pih zapowiedział, że na początku lipca do sieci trafi diss wymierzony w Pe. I tak też się stało, z lekkim opóźnieniem ukazało się „Prosto w twarz”. Nim na horyzoncie pojawi się oparty na smyczkach, masywny, ale w gruncie rzeczy słabo zapadający w pamięć bit, białostocki MC opowiada o Dużym Pe: „Jestem mu potrzebny, żeby mógł się wybielić, żeby mógł pokazać palcem i powiedzieć: on jest zły”. Istotnie, Pih był zły. Trudno jest szukać w poprzednich polskich dissach równie dużej dawki nienawiści. Wersów o wyglądzie cipki, chórze pedalskich braw, pedale-żigolaku, chuju do szczania i psiej końcowie – wszystkiego tego w gruncie rzeczy można było się spodziewać, znając temperament byłego członka JedenSiedem. A jednak, ówcześni internauci, nawet ci deklarujący się jako fani, z trudem byli w stanie wyłapać co bardziej ciekawe wersy. „Defekacja to dla ciebie synonim rozkoszy”? „Nie jesteś mężczyzną, nie miałeś nigdy kobiety / Przy twojej udałbym orgazm, splunął jej na plecy”? Cóż, tak wczoraj, jak i dziś trudno uznawać te linijki za szczególnie udane. Pihowi wyszły właściwie tylko dwa momenty w tym dissie: „Grasz koncert raz do roku – UMC robi festiwal” i „Chcesz być jak Common, chcesz być jak Afu-Ra / A jesteś zwykły kondom na miarę swojego chuja”, gdzie udało mu się zgrabnie osadzić techniczne niuanse na własnym, bezpardonowym stylu.

Mimo to, jeszcze długo po publikacji tego utworu słuchacze mogli się spodziewać fascynującego pojedynku dwóch filozofii. Z jednej strony Pih, człowiek Wschodu, pozbawiony zahamowań i litości, wulgarny i pomysłowy zarazem. Z drugiej Pe, ze swoimi technicznymi sztuczkami, lirycznym zacięciem i trueschoolowym warsztatem plasujący się na przeciwnym biegunie.

Jakże boleśnie musieli się rozczarować ci, którzy wzdłuż takiego podziału wyobrażali sobie przebieg konfliktu. Opublikowany dopiero w październiku – a więc prawie trzy miesiące po „Prosto w twarz” -kawałek Pe i DJ Spoksa pt. „Koniec” zostawiał z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony w kilku momentach Pe w kilku momentach sprytnie odgryzł się Pihowi. Gdy tamten wyciągał mu wstydliwą opowieść z życia („Słyszałem historię prosto z Bemo / dostałeś wpierdol, udawałeś martwego”), warszawiak nie pozostawał dłużny: „To wy składaliście się na kurwę w sześciu”. Sprytnie też nawiązał do patronowanej przez McDonald`s składanki „Urban Sounds: Hip Hop Summer 2005”, na której znalazł się kawałek Piha „Cokolwiek” : „Ja to MC, ty to najwyżej MC Donald”. Bardziej jednak od zachwycających fragmentów w pamięci pozostawały te, które budziły niesmak i demaskowały prostacką stronę Pe-rapera: „Zdychaj, jedź, potem wij się jak szmata / Umrzesz na AIDS, obyś konał przez lata”. Paradoksalnie największym zwycięzcą pierwszej rundy był DJ Spox, ów rzekomy „piczowąs”, „osobisty Bobo” Pe, który dostał kilkadziesiąt sekund na własną, oskreczowaną i ocutowaną odpowiedź.

Kilka dni po publikacji „Końca” Pih wydał oświadczenie, w którym odniósł się do dissu swojego rywala i zapowiedział kolejny kawałek. Zacytujmy tę wypowiedź w oryginale:

„witam! odpowiedz na „koniec” wkrotce. wlasnie wrocilem z koncertu z kolonii gdzie gralem z 1z2 i w tygodniu wchodze do studia to nagrac. txt juz jest czekam tylko na bit (wspolprace przy nagrywaniu tego kawalka zaproponowalo mi kilku topowych producentow). co do dissu pedala to bardzo mnie rozbawil bo nie dosc ze pozbawil swoich fanow glownego kontrargumentu przeciwko mojej osobie (wulgarnosc) to na dodatek jest po prostu miałki. szczerze przyznam ze przez te 3 miesiace mogl napisac cos bardziej ciekawego a nie uzywac cudzych okreslen (nie biore jencow – na fifty fifty kawalek pt. NUMER1) czy wracac do uzytych juz patentow bardziej wyswiechtanych nawet niz pizda jego niuni (krolop – o tym to juz mes nawijal). skala porównawcza jest taka ze on po moim dissie zyczy mi smierci, a ja… śmieje sie i czekam tylko na to zeby trafil przez przypadek na mnie…”.

 

Ostatecznie „Co!!!” ukazało się ostatniego dnia października. Pih utwierdził tu podwójną linię podziału. Po pierwsze, to on był dobrym ziomem Mesa, który w swoim beefie zjadł złego kumpla Pe, Mezo. Po drugie, w jego wydaniu leczenie moczem równa się eksterminacji, której powinni podlegać żydomasoni w rodzaju Pe: „Na Podlasiu czeka Cię urynoterapia / W godle orzeł w koronie, barwy biało-czerwone / „Chuj, że obciąłeś pejsy, nie nosisz już jarmułki / (…) Nic innego jak masoński rodowód”.

I taki był ten diss. W kilku momentach precyzujący nie do końca czytelne wersy z „Prosto w twarz”: „Nie jadę po rodzinie, powtórzę jaśniej, knocie / Byłeś nadprogramowy, niepotrzebny w miocie”, ale nadal oscylujący wokół fekalno-analno-dewiacyjnych skojarzeń. „Żeby zniżyć się do Twojego poziomu, musiałbym się chyba, kurwa, położyć na ziemi”, deklaruje pod koniec nagrania Pih, choć należy uczciwie przyznać, że on sam po raz kolejny nie postawił wysoko poprzeczki. Odpowiedź na cuty Spoksa? Zostawmy bez komentarza: „DJ Piczowąs, zrób wreszcie coś z tą gębą / Bo Małysz przez przypadek wyłapie przez Ciebie wpierdol”.

O ile na pierwszą odpowiedź Pe przyszło nam czekać kilka miesięcy, o tyle drugie nagranie pojawiło się nadspodziewanie szybko, po zaledwie dwóch dniach – a więc, można by powiedzieć, wreszcie na miarę epoki internetu. Zresztą, samemu warszawiakowi taka szybka wymiana ciosów najwyraźniej bardzo się spodobała, o czym świadczy ostatnie zdanie w poniższym komentarzu do własnego

nagrania „P.S. Święto Zmarłych”:

„Bit: 28 minut

Tekst: ok. 29 minut freestyle

Nagranie wokali: 16 minut

Mix Master: 34 minuty

Skrecze: niecałe 2 minuty

To i tak za dużo poświęconego czasu jak na odpowiedź na taki gniot jak „Co!!!”

11 palców – W ciągu 24 godzin czekamy na odpowiedź.”

 

Był to już czwarty utwór w tym beefie, a dopiero pierwszy wartościowy, taki, do którego chciało się wracać więcej niż raz. Pe dostarczył wreszcie takie cztery zwrotki, jakich należałoby od niego oczekiwać. Błyskotliwe, celne, piekielnie wyrachowane. Wykorzystanie motywów przewodnich z „Co!!!” Piha (tytułowe zakrzyknięcie, refren) okazało się słusznym rozwiązaniem, bo to nie tylko pomysłowy atak na rywala, ale też dobry napęd dla całego kawałka.W szesnastkach wreszcie liczba punchline`ów nie kończyła się na palcach jednej ręki. Polak kontra mason? „Ja to populista? A to dobre / kiedy to ty wycierasz w dissie chuja godłem / Lecz orzeł w koronie na niebie miasta / wie, że nie warto nawet na ciebie nasrać”. Zaprawiony w beefach mięsożerca kontra chuderlawy wegetarianin? „Mogę zostać i weganem, chłopaku / W tym beefie mam naprzeciw tylko buraków”. Ziomek Mesa kontra ziomek Mezo? „Parada równości to plagiat / Brak ci własnych wersów, co za żenada / Groza, że nadal chcesz się ośmieszać / Wioząc się przy tym na plecach Mesa”. Przedstawiciel prawdziwego hip-hopu kontra pachołek UMC? Tu Pe umiejętnie propsował swoich znajomych z Podlasia – ówczesne gwiazdy podziemia: Te-Trisa, Pogo, Cirę – a przy tym wykorzystał kilka niekorzystnych dla Piha zbiegów okoliczności w rodzaju: „Nie jesteś dobry, w sumie sam już nie wiem / Czy byłeś w Jeden Osiem, czy w Jeden Siedem”. Rodzynkami na torcie okazały się riposty na kilka barbarzyńskich wersów Piha („Wbija chuja w serce, bo go nie chcą kobiety”, „w plecy nóż? co za wiejska taktyka”) oraz aluzje do głosu rywala – wątek, który powinien podnieść już wcześniej, choćby z racji na to, że często w opinii słuchaczy jest to właśnie największa wada białostockiego MC. Pe bezczelnie przypomniał o warunkach głosowych przeciwnika: „Z tym flow i wokalem na scenie / Możesz reklamować zioła na zatwardzenie / Coś jak: Cześć, jestem Piszek / A w życiu pomaga mi lekarski mniszek”.

Pih podjął wyzwanie i dzień po „Święcie Zmarłych” jego odpowiedź „Nie wiesz, co spotka cię jutro” była już na łączach. Po tych dwóch nagraniach można było wreszcie odetchnąć z ulgą. Beef co prawda od samego początku był już mięsisty, ale dopiero teraz nabrał jakości. Po raz kolejny na korzyść białostoczanina przemawiał bit. Sherlock znów wysmażył bujającego, bardzo amerykańskiego syntetyka, który prowokował wręcz do napisania chwytliwego refrenu. Co prawda zabrakło w nim już „chuja w serce” i „noża w plecy”, ale Pih po raz kolejny wyłożył tam swoją filozofię konfliktu. „Zgnoić, skurwić, stłamsić, zaszczuć” – nic się w tej kwestii nie zmieniło. „Karalne groźby? Jak konfident słowa dobierasz / Chcesz widzieć mnie w pace? Masz gadkę frajera / Chuj ci w pikawę, jesteś pies, zwykły kundel / Którego serce ma więcej pokoi niż burdel”; „Kręć dupą, kręć w UMC mokrej koszulce / Z tymi ruchami sprawdzasz się na rurce”, „Duża kurwa chrzczona szczochem na szkolnym murku / Ksywa, wizerunek – stworzone przy biurku”. Nawet noża w plecy nie chciało się przedstawicielowi Podlasia wyciągać. „Może strzał w tył głowy, jak NKWD, chuju, co?” – pytał Pe. Pih: „Nóż ci w plecy, kurwo, i nieważne, co potem / Wołasz kumpli na pomoc i nazywasz siebie kotem? / (…) Ty wiesz, co łączy NKWD z przeziomem / Przecież kłaniasz się w pas nie od dziś w tamtą stronę”.

Diss był, a jakże, znów krwisty i na granicy dobrego smaku, ale człowiek przestawał już czuć w tym czystą, niezdrową nienawiść, a przemyślaną konwencję, podpartą dodatkowo niezłą techniką i fajnym, kąśliwym flow. Poza wulgarnymi, rzucanymi od tak wersami, znalazło się też to, co w beefach zawsze najciekawsze – sprawne wyciągnięcie kilku faktów i wprowadzenie ich w tryby własnej retoryki. Np. pamiętacie „Na klucz” IGS`a? Pe miał tam dwa numery. W jednym z nich – „Uzależnionym” (niestety, brak do niego linku) – znalazło się kilka francuskich zwrotów. Pih na to „Żabojad jesteś trefny / Po francusku tylko w UMC bezbłędny”.

Tym bardziej szkoda, że w momencie, gdy obaj raperzy wspinali się na wyżyny swoich umiejętności, beef musiał dobiec końca. Chociaż może i dobrze się stało, bo jak pokazują dwa kolejne nagrania Pe – wydane równocześnie „Jutro” i będące głównie popisem Spoksa „Errata do P.S.” – warszawiakowi zaczęło brakować argumentów i pomysłów na dalszą walkę. Nawet jeśli Pihowi rzeczywiście – jak rapuje Pe – kurczył się potencjał, to członek Ciszy i Spokoju nie potrafił tego wykorzystać. Oba nagrania koncentrują się właściwie wokół dwuwersu: „Brak pomysłu na diss? Co ty nie powiesz / U ciebie: chuj, kurwa, pizda, gotowe”.

Świadectwem nagłego wypalenia beefu był także utwór „Pocałunek śmierci”, pochodzący z wydanej na początku listopada solówki Piha – „Krew, pot i łzy”.

Właściwie najciekawszym wątkiem końcówki tego konfliktu jest kwestia DJ-a. Zarówno w „Święcie Zmarłych”, jak i „Erracie” Pe zarzucał Pihowi, że ten – mimo że powołuje się na takie kultowe postaci jak KRS-One – nie korzysta z DJ-a, a więc fundamentu hip-hopu. Co na to Pih? Tym razem nie oświadczenie, a fragment wywiadu:

„Żeby się upewnić specjalnie sięgnąłem po swoje dwa ostatnie albumy: „O Nas, Dla Was” z Chadą i „Krew, Pot i Łzy”. W sumie na 37 tracków, 18 jest oskreczowanych. W zasadzie mogę powiedzieć, że połowa została nagrana z DJ`ami. Gdybym policzył wszystkie swoje kawałki, w które wkład mieli DJ`e okazałoby się, że jest ich więcej niż ten cwany gapa nagrał w swoim życiu utwórów w ogóle”.

Epilog? Dla Pe z pewnością niezbyt zadowalający. Mimo że patrząc na przebieg konfliktu, to jemu należałoby przyznać tytuł zwycięzcy, ostatni akt tego beefu był dla warszawiaka dość upokarzający. Otóż na składance „Rap Eskadra 3”, wydanej w UMC Records, znalazł się diss Piha „Co!!!” (obok „PS” Ciszy i Spokoju).

Pih tak tłumaczył swoją obecność na „Rap Eksadrze”:

„Nie jest żadną tajemnicą mój układ w sprawie Rapeskadry z Remikiem. Znalazłem się na tej płycie pod warunkiem, że będzie na niej mój diss na Pe. To był warunek sine qua non. Nie ma na płycie „Co!!!” to nie ma mnie w ogóle, ani jednego wersu. Tak się ustawiliśmy i zależało mi na tym, żeby diss się tam znalazł. Remik słowa dotrzymał, a ja nie mam żadnych wyrzutów sumienia”.

 

Fakt, że własna wytwórnia wywija taki numer, musiał pewnie zaboleć, choć trzeba też pamiętać o wszystkich tych linijkach, w których Pe nabija się ze swoich kolegów z labelu, np. JedenOsiemL. Zresztą, czy aby na pewno zabolał? Wersy z „Jutra” raczej na to nie wskazują: „A hajsy za Eskadrę, będę szczery / Dostałeś za to tysiak, my dwa razy cztery”.

 

Polecane