Nneka, Selah Sue, Gorillaz – CGM i WiMP znów grają na czarno

Piąta odsłona autorskiego cyklu Karola Stefańczyka.

2015.02.02

opublikował:


Nneka, Selah Sue, Gorillaz – CGM i WiMP znów grają na czarno

W dzisiejszej playliście sporo nowości (Nneka – na zdjęciu, Selah Sue, Lupe Fiasco) i kilka powrotów do przeszłości (The Game, Gorillaz).

Nneka – „My Love, My Love”

Nie od dziś wiadomo, że Nneka jest bardzo popularna nad Wisłą. 19 kwietnia artystka zagra w Gdańsku, a dzień później w Warszawie. Zainteresowanie koncertami jest tak duże, że firma Mystic zdecydowała się na polską dystrybucję jej drugiego albumu, „My Fairy Tales”. Premiera na początku marca, a „My Love, My Love” to singiel.

Ciara – „I Bet”

Ciara twierdzi, że ten singiel, zwiastujący album „Jackie” (tytuł od imienia matki), wielu słuchaczy odbierze bardzo osobiście. – To coś bardziej uniwersalnego niż doświadczenie jednej osoby – powiedziała wokalistka. Nagranie nawiązuje do rozstania z Future`em. Para planowała ślub, ale na drodze stanęła niewierność piosenkarza. Owocem związku jest 7-miesięczny syn.



Amerie – „Touch”


Wraz z początkiem 2015 roku postanowiliśmy, by w playlisty wplatać utwory, które w tym czasie obchodzą jakieś okrągłe rocznice. Dziś przygotowaliśmy dla Was kilka takich powrotów do przyszłości, a konkretnie do roku 2005. Jedną z płyt, które wtedy podbiły serca amerykańskiej publiczności, było wydane wówczas pod koniec kwietnia „Touch” Amerie. Wszyscy dobrze wiemy, jaki jest najbardziej znany kawałek z tego albumu. Zamiast więc „1 Thing” proponujemy Wam nagranie tytułowe, w którym nie funkująca perkusja, ale praca nowoczesnych bitmaszyn Lil Jona robią swoje.

Selah Sue – „Alone”

30 marca do sprzedaży trafi drugi album Selah Sue „Reason”. Uwielbiana w Polsce Belgijka przed kilkoma dniami zaprezentowała pierwszy singiel zwiastujący ten materiał. Poniżej możecie posłuchać wersji solowej, ale warto wiedzieć, że na rynek francuski trafiło też nagranie z gościnną zwrotką rapera Guizmo.

Ne-Yo – „Coming With You”

W ubiegły wtorek na rynek trafił też szósty studyjny album Ne-Yo. Wyprodukowany m.in. przez Stargate`a i Dr. Luke`a materiał zbiera póki co mieszane recenzje, ale wszyscy ci, którzy śledzą amerykańskie r&b, płytę powinni odhaczyć, bo ksywka Ne-Yo na ogół gwarantuje muzykę stojącą na niezłym poziomie.

Charlie Wilson feat. Snoop Dogg – „Infectious”

Dotychczasowa współpraca Charliego Wilsona ze Snoop Doggiem zaowocowała kilkoma świetnymi utworami. Pamiętacie „Beautiful” z 2002 roku? Albo „Signs” z 2004? A przecież na tamtych albumach (odpowiednio „Paid Tha Cost To Be Da Boss” i „R&G”) znalazły się jeszcze inne kooperacje. Tym razem to Snoop pojawia się gościnnie u Wilsona. Wokalista The Gap Band pod koniec stycznia wydał nowy album „Forever Charlie”, a „Infectious” to singiel z tego dzieła.

Lupe Fiasco – „Little Death (feat. Nikki Jean)”

Jaki jest „Tetsuo & Youth”, nowy album Lupe Fiasco? O tym więcej w naszej CGM-owej recenzji w najbliższych dniach, ale już teraz możemy napisać, że z płytą warto się zapoznać. Szczególnie że Fiasco udało się osiągnąć kompromis: nagrać rzecz trudną tekstowo, a przy tym dość przystępną muzycznie, przy czym ta przystępność nie równa się (jak nieraz u niego bywało) braku gustu i tandecie. Na dowód (i zachętę) – „Little Death”.

Mariah Carey – „Mine Again”

W 2005 roku kilkanaście dni przed Amerie swoją nową płytę wydała Mariah Carey. „The Emancipation Of Mimi” zanotował fantastyczny start: w pierwszym tygodniu rozszedł się w ilości 404 tys. egzemplarzy i był to wówczas najlepszy wynik w karierze tej artystki (pobił go kolejny w dyskografii „E=MC2”). Za sprawą hitów w rodzaju „It`s Like That” Carey mogła mówić o prawdziwym powrocie na szczyt – od czasu „Daydream” z 1995 roku żaden jej krążek nie zanotował tak dobrej sprzedaży. Ale, co typowe dla tej artystki, płytę budowały nie tylko klubowe sztosy, lecz także kilka pościelówek, w tym mięciutkie „Mine Again” nagrane z Jamesem Poyserem.



BJ The Chicago Kid – „Good Luv`n”


Tego chłopaka z Chicago możecie kojarzyć z wielu kooperacji z członkami Top Dawg Entertainment (Kendrick Lamar, Schoolboy Q, Ab-Soul), a ostatnio także z debiutanckiego krążka Joeya Bada$$a. Sam swoją pierwszą, niezależnie wydaną płytę opublikował w 2012 roku: „Pineapple Now-Laters”, ale na prawdziwe wejście w mainstream będziemy musieli poczekać jeszcze kilka miesięcy, bo tyle ponoć czasu dzieli nas od albumu przygotowywanego dla Motown. Póki co – przypominamy „Good Luv`n”.

Andreya Triana – „Gold”

Po ciepło przyjętym, debiutanckim „Lost Where I Belong” (całość produkcji od Bonobo!) fanom londyńskiej wokalistki przyszło czekać na drugi długogrający album prawie pięć lat. Przez ten czas Triana wydała kilka EP-ek i rozstała się z wytwórnią Ninja Tune. No, rozstanie to może za dużo powiedziane, bo zapowiadany na 23 marca album „Giants” ukaże się w Counter Records, odłamie brytyjskiego giganta, a poza tym NT wciąż promuje Trianę na swoich stronach internetowych. W praktyce więc wsparcie jest to samo i niewiele się zmieniło. A muzycznie? Niech odpowiedzią będzie „Gold”, singiel z „Giants”.

The Game – „Higher”

2005 był rokiem The Game`a. Raper z Compton zanotował wówczas takie wejście z buta jak 50 Cent dwa lata wcześniej swoim „Get Rich Or Die Tryin`”. A że w obu krążkach maczał palce Dr Dre, nie jesteśmy zupełnie zdziwieni. Nie od dziś wiadomo, że ten legendarny producent od zawsze miał smykałkę do wyławiania nowych talentów (i pogrążania innych karier, ale to swoją drogą). Szkoda, że sam od ponad dziesięciu lat zapowiada własny album-widmo, płytę, która stała się już bardziej żartem niż rzeczywiście oczekiwanym materiałem. Gdy w „Higher” rzuca pod koniec utworu: „rozglądajcie się za Detox”, jeszcze można było mu wierzyć. Dekadę później nikt nie traktuje tych zapowiedzi serio.

Leela James – „Music”

W 2005 roku udany debiut, choć zupełnie innego formatu (czym jest 15 tysięcy wobec ponad 500 tysięcy egzemplarzy?), zanotowała też Leela James. Pochodząca z Kalifornii wokalistka nagrała album korzenny, organiczny, zakorzeniony w soulu spod znaku Motown. Dziś, po dziesięciu latach, „A Change Is Gonna Come” wciąż wydaje się być jej najlepszym dziełem w karierze. Czy jednak płyta, którą promuje rzecz pokroju „Music”, może być słaba? Nisko zawieszona sekcja rytmiczna, leniwa gitara, chórki w tle i fantastycznie dysponowana gospodyni – w tym można się zakochać.

Gorillaz – „Rock The House”

A na koniec dobra nowina, o której na pewno będzie głośno w najbliższych dniach. Na podstawie różnego rodzaju przecieków można było się tego spodziewać, ale teraz, gdy dostaliśmy już oficjalne potwierdzenie od Jamiego Hewletta, możemy oficjalnie ogłosić powrót Gorillaz. Grupa, która swój ostatni album „The Fall” wydała w 2011 roku, pracuje nad nowym materiałem. Nic więcej nie wiadomo, ale już powoli możemy powracać do starych krążków i przygotowywać się do comebacku. „Rock The House” to oparty na trąbce, wyluzowany, przyjemnie bujający numer z Del Tha Funkee Homosapienem za mikrofonem. Rok wydania – 2001, imienny debiut.

Polecane