fot. Marta Hari
Czy to zimowe szarości, czy kanikuły, czy nie tak znowu złota jesień – wrocławski producent ani na moment nie zniknął z radaru. To jego rok.
Jak pokazać czyjąś supremację? Najlepiej udowadniając, że był zawsze na posterunku (ale nie jak 6ix9ine) i sprawdzał się w najróżniejszych klimatach. W 2002 roku Magiera i jego stworzony wraz z L.A. producencki duet White House oficjalnie zakończył w polskim hip-hopie erę monopolu DJ-a 600V. Ich „Kodex” stanowił przegląd sceny – od Tedego po Peję, od Łony po Fu. Wszyscy z wyżej wymienionych po 17 (!) latach wciąż tu są, Magiera również. Rok 2019 to single przez niego produkowane, atakujące niezależnie od tego, jak ogórkowy mieliśmy akurat sezon, ale też całe albumy. Zestawienie obejmuje tylko wycinek działań, bo Magierę znajdziemy np. i na etosowym, autorskim albumie Hansa, i w sponsorowanym przez markę klubowym kawałku White’a 2115 z wokalistką, a pomiędzy to wszystko zaplątać są się w stanie single z wydanego końcem 2018 roku, alternatywnego all-staru Evorevo. Gość zawsze podbija wartość numeru, w którym bierze udział i definiuje dla swojego zawodu słowo „profesjonalizm”. Po zapowiedzianej właśnie epce z Ostrym przyjdzie na pewno czas na więcej, zatem warto mieć się na baczności, przechodząc spacerkiem przez poniższe zestawienie.
Styczeń
Małpa x Sarius „Nie wiem, co będzie jutro”
Połączenie Magiery z Małpą zadziałało w wypadku kawałka „Wysoki sądzie” z płyty „Małpa mówi” – to była produkcja pod napięciem, ze zwrotami akcji, idealna do klimatu rozprawy sądowej. Nawet jeśli naturalnym środowiskiem muzycznym toruńskiego emce są bity The Returners, to trudno wyobrazić sobie playlistę z jego najlepszymi numerami bez „Jak mam żyć?”, w którym migotanie sampla i ciężar bębna pomogły wyciągnąć w zwrotkach odpowiednie emocje, położyć wokal z należytą dynamiką. „Nie wiem, co będzie jutro” również świetną chemią stoi. Elektryczny, sprężysty funk rodem z lat 80., łączy się tu z poczuciem nastroju niepokoju i tajemnicy, w którym tak chętnie mości się i Małpa, i Sarius – dwójka, która już rok wcześniej spotkała się na płycie producenckiej White House. Mnóstwo dzieje się w tym podkładzie, dodają się do siebie elementy, które w rękach mniej doświadczonego producenta mogłyby się rozsypać. Ale przecież nie u Magiery.
Luty
Sokół x Igo „Sprytny Eskimos”
Linia między Wrocławiem a Warszawą od wielu lat jest gorąca. I Sokół walnie się do tego przyczynił. „Każdy ponad każdym” jest perłą w koronie serii Kodex, która pomogła L.A. i Magierze stabilizować swoją pozycję na scenie. Nie ma w Polsce producentów, którzy nie chcieliby mieć na swoim bicie takiego storytellingu, bo przez kilkanaście lat od powstania nie dorobiliśmy się chyba lepszego (sorry Fokus, sorry Oskar). Z drugiej strony, „Biały Dom” zaznaczył swoja obecność na przełomowym „W wyjątkowych okolicznościach” WWO, wpisując się na listę producentów obok 600V, Waco i Noona. Czy bez podkładu Magiery i Laski „Nie bój się zmiany na lepsze” byłoby wtedy jednym z hitów roku? Można gdybać, choć pytanie wydaje się retoryczne. Ale do rzeczy – po wielu kooperacjach między rapem Sokoła i bitem Magiery nadal jest magnetyzm. „Sprytny Eskimos” to nie jest zwykły numer – dzwoneczki sań nie wystarczą, bo śnieg jest tu tylko scenerią do opowieści o wspomaganym szaleństwie. Początkowo podkład skrzypi, jest „wonky”, potem wjeżdża cały na biało wyłaniając się z magmy dźwięków. Trip trwa.
Marzec
Vienio x Skubas „Lubię to miasto”
Kolejne 22-71 connection, ale pozwolicie, że daruję sobie tym razem wspominki. Ważniejsze jest to, że Magiera angażuje się również w projekty, które nie zapewniają mu milionów wyświetleń, za to pozwalają artystycznie poszaleć. Ciekawych odsyłam, żeby pogrzebali – w remiksach Fisza, w albumach wrocławskiej rapowej bohemy (Siny, Roszja/Tomasz Andersen, Tymon) albo chociaż posłuchali, co dzieje się na albumie „Poeci” (przygotowywanym wspólnie z L.A.). A tutaj przypomnę, że płycie Vienia z Cichym Bobem bliżej do Bisza niż do Molesty. ”Lubię to miasto” to dudniący, pulsujący klubowy numer z przestrzenią pozwalającą złapać oddech. Trzeba było muzycznie pogodzić ofensywny styl Vienia z sennym wokalem Skubasa – zestawienie idealnie oddające stolicę, która śpi na amen w betonowych sarkofagach i jednocześnie dogorywa w klubach. Udało się, aranżacją Magiera uciekł od banału, mówiąc muzycznie to, co raper wyraża słowami: „nieba atrament kryje oblicza spitych na amen”.
Kwiecień
Kali „F.I.R.M.A.”
Nagrywasz płytę utrzymaną muzycznie w latach 90.. Kogo możesz wybrać jako producenta, żeby dokładnie wiedział, o co ci chodzi? Na pewno Eproma, ale tak poza tym przychodzą na myśl ksywki młodszych chłopaków, którzy owszem, załapali się na trueschoolowe emanacje tamtych czasów, jednak nie na nie same. Magiera był już wtedy na miejscu, zrzucał funkowe bomby na nielegalu Tymona, zionął jazzem lata przed „Jazzurekcją”. I to po współpracy z Kalim słychać. Panowie owszem, sporo gadali, z pewnością pomogło jednak, że obaj wiedzieli o czym. We wspominkowej „Firmie” jest mrocznie, gęsto, z klasycznym psycho-pianinkiem w refrenie. W miejskiej dżungli pełnej drapieżników bas jest królem, a raper nie jest księżniczką. I nawija z krwią w ustach.
Maj
donGURALesko ”Turoń”
Kiedy donGURALesko odpalał swoją solową karierę, robił to na bitach White House. Potem różnie bywało, ekipa DGE dorobiła się bowiem swoich nadwornych producentów (Larwa, Mikser), a gust lidera pozostawał elastyczny i sięgał (w 2019 sięga nadal) od Matheo do The Returners. Ale tak to już z Magierą jest, że jak ktoś współpracował, to jeszcze wróci, zwłaszcza jeśli zadzwoni i dostanie po chwili 250 bitów (usłyszycie o tym we Flintesencji). „Turoń” – co obecnie coraz rzadsze – sygnowany jest jednak jako wspólne dzieło White House. Gural niby grzebie w tradycji, jednak komentuje współczesność, dlatego potrzebował bitu przynależnego do „kiedyś” i „teraz” jednocześnie. Organowa msza bitowa z zupełnie nieanielskimi trąbami oraz skreczem toczy się trapowo z odliczaniem hi-hatów i przeplotem w bębnach. Jest zimno i buro, przedmieścia świecą „Biedronkami”, narrator macha odchodzącemu światu, Polska szuka winnego.
Czerwiec
Ero x Kosi „PTTM”
„PTTM” jest z innej epoki. Tej, gdzie mówiło się o ścianie, nie o ściance, związki rapu z graffiti były naturalne i pożądane, a emce woleli uwalić łapy farbą, niż je umywać, kiedy tylko usłyszą słowa „kultura” i „cztery elementy”. Takiej, w której rapowało się wchodząc sobie w słowo, wymieniano się mikrofonem. I gdzie nie było ci szkoda kawałka utworu, żeby wymienić te ileś ksywek i oddać szacunek tym, którzy na to zasługują. Dwóch pogromców murów z JWP jest „on a mission”, nagrywając jako BlackBook najbardziej writerska płytę w historii polskiego hip-hopu. A Magiera? Jest silnikiem tego DeLoreana. Do tak ciętego sampla, doprawionego próbką wokalną, mogli nawijać Big L, Guru, młody Jay, O.C. a „parę” lat później np. Evidence z Raaką. Tłuste bębny mogą doprowadzić do niestrawności chudych w uszach.
Lipiec
Pokahontaz, YoT „Letnie dzieci”
Pokahontaz nie było na „Kodexach” aż do 2014 roku, wpadał jedynie Fokus. Może szkoda, bo „Reset” z udziałem White House udał się śląskiemu duetowi całkiem nieźle, a singlowe „404” to przecież klasyka w momencie ukazania się. Ja sam chwaliłem, że produkcja wpisała się w klimat starego Pokahontaz – „przebodźcowany, pozornie chaotyczny, pompujący ducha do cybernetycznego pancerza”. Fo z Rahem nie kryli, że to na „Renesansie” współpraca z Magierą stała się pełnoprawna, dotarta, wychodząca daleko ponad grzebanie w paczkach. „Koty – kici, kici – kocić ich jak leci / Nie umieją czytać, pisać, to analfabeci / Chcą mówić o prawdzie, żyją w Matriksie / Mają TEDeksa, siedzą na Netfliksie / zostawiają wprawdzie swoje śmieci w sieci, bo / focić byli wszędzie, ale myśleć to już nigdzie” – rymuje we właściwy sobie, wredny sposób Fokusmok i wiadomo, że muzyka nie może być letnia, musi być zimna. Dlatego bit jest nieco naburmuszony, wykorzystuje strzępek muzyki poważnej, dźwięki odbijają się echem po kompozycji dodając głębi. Razem z kolejnym niezwykłym klipem Przedmarańczy tworzy to wszystko całość, obok której trudno przejść obojętnie.
Sierpień
Peja/Slums Attack – „Bolesne powroty”
Powroty Rycha do Magiery są akurat relatywnie bezbolesne. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś nie pamiętał, że to dzięki wrocławianinowi kariera Ryszarda wskoczyła (bo później zdarzało się jej raczej wczołgiwać) poziom wyżej za sprawą na „Na legalu?”. Z drugiej strony bardzo wielu rzeczy, które się teraz na scenie dzieją, sobie nie wyobrażałem, więc przypominam, nim przeleje się wanna goryczy. Magiera odpowiada według wkładki za „wszystkie basy i pitolenia”, ale wymowne jest tu zdanie „zrealizowano i zmiksowano w White House Records”. Nigdy wcześniej to tak nie brzmiało i udział Cichego Boba, pozwala wymazać znak zapytania z tytułu. Wracając do współczesności – „Bolesne powroty” ekspresję mają rockową – filtrowana gitara pałęta się po głośnikach. Nie jest archaicznie – głucha stopa bije często, hi-haty strzykają seriami, clapy rozpływają w przestrzeniach. Pierwszoplanowy ma być raper i historie, które opowiada, to muzyka filmowa do obrazu kręconego słowami. Gdy Peja zaczyna śpiewać, bit się rozlewa. Ciekawa jest ta elektroniczna inkrustacja. To czujna produkcja, która wie, kiedy ma na chwilkę przystanąć, a kiedy na*****alać. Przy produkowaniu tego numeru nie ucierpiał żaden tedeef.
Wrzesień
Ero „Ja”
Możesz mówić, że ten bit to konserwa. Ale w takim razie nie rozszczelniła się i przetrwała bez szwanku upływ czasu, zachowała cały smak, pozostając przy tym pożywną. A kiedy spadnie ci na nogę, cóż, już nie włożysz szpilek. Możesz mówić, że sztywniutko. Hmm, to na pewno rap z kręgosłupem, niezdolny do szpagatów i piruetów, ale gdy wiele „klasycznych” bitów składa się z suchych kości, to ten do „Ja” ma mięśnie i tłuszcz. Możesz mówić „miejskie gówno” i wiadomo będzie, że nikt nawet nie pomyśli o psach, nawet jeśli jeden z sampli brzmi jak policyjna syrena dochodząca gdzieś z oddali. Tu nie ma filozofii. Jest wbrew systemu, a nawet systemowi, na starannie wyeksponowanym podwójnym rymie, bez autotune’a (czego sam raper nie omieszkał podkreślić). Do tego czujna produkcja, która wie, kiedy ma na chwilkę przystanąć, a kiedy na*****alać i do nikogo się nie uśmiechać. Def Jam Polska musiał wjeżdżać na takich właśnie bitach, chyba nikt sobie tego inaczej nie wyobrażał.
Październik
O.S.T.R. x Magiera „ACID”
O.S.T.R.-a zna każdy i Magiera również, znajomość dała o sobie znać przebojowym „Na raz” z pierwszego „Kodeksu”. To był wodzirejski numer w duchu „podnieście ręce” i „zróbcie hałas”, sól hip-hopu. Teraz zapowiedziano coś o wiele bardziej odjechanego, kosmicznego. Tytuł opublikowanego numeru sugeruje kwas. Bez przesady, brzmi to mocno klasycznie, nawet jeśli trzy orientalne nutki wejdą krzywo, pod prąd, a dźwięk w tle zaświdruje w uchu. Magiera to trzyma za mordę, żeby się nie śliniło. Patrzę po opiniach i widzę, że Bartocut, jeden z najzdolniejszych producentów młodego pokolenia, zdążył już pochwalić: „Bezapelacyjnie – mistrzowski sznyt w cięciu sampli”. Bębny są jak wszędzie kiedyś w Stanach, punche jak wszędzie kiedyś w Polsce. Analogowy klip jak wszędzie teraz.