Kim jest Smarki Smark, którego wielu fanów hip-hopu odkryło dzięki Quebonafide?

Sentymentalna podróż do hip-hopu sprzed ery streamingu i koncertów w wielkich halach

2020.04.09

opublikował:


Kim jest Smarki Smark, którego wielu fanów hip-hopu odkryło dzięki Quebonafide?

fot. mat. pras.

Po wielkim boomie na polski rap, który przypadł na początek XXI w., zaowocował sceną na festiwalu w Opolu, programami w najważniejszych stacjach muzycznych, popularnością magazynu “Klan”, a nawet wejściem do ogólnopolskich rozgłośni radiowych, naszą scenę nawiedził kryzys. Potężny. Wielu widziało w tym przede wszystkim winę wytwórni UMC i Camey, które za wszelką cenę chciały zdyskontować popularność gatunku, rozcieńczając go w miałkim popie. Dla innych stało się oczywiste, że hiphopowy świat stracił swoją pierwszą tożsamość, podział na ulicę i truskul dokonał żywota, pora na lekkie odświeżenie.

Nie chcąc się zanadto powtarzać, przypomnę fragment notki biograficznej nt. Smarkiego, jaką popełniłem na potrzebę “Antologii polskiego rapu”, wydanej przez Narodowe Centrum Kultury w 2015 r.

Raper, którego szczyt popularności przypadł na połowę pierwszej dekady XXI wieku. Miłośnik follow-upów, zręcznej hiphopowej aluzji, mający na koncie kilka niezależnych wydawnictw i bardzo ceniony wśród fanów muzyki miejskiej. Przez liczne grono słuchaczy uważany za najlepszego polskiego rapera, który nigdy nie wydał oficjalnej płyty, skupiając się jedynie na undergroundowej działalności. Mało tego – portal Porcys.com umieścił go na pierwszym miejscu listy najlepszych polskich raperów wszech czasów.

Smark rozpoczął boom na podziemne produkcje, dotarł również do odbiorcy innych gatunków muzycznych. Pozostawił w branży sentyment na tyle silny, że w maju 2013 roku grono zapaleńców zrzuciło się na billboard, na którym podziękowało mu za długo wyczekiwane winylowe wydanie jego kultowej epki i pytało o nowy materiał jego zespołu Brudne Serca. “Gdyby ten longplay ujrzał światło dzienne, egzystencjalizm z pierwszych płyt Pezeta, utracjuszostwo Mesa i bezczelne sowizdrzalstwo młodego Tedego nie pozostawałoby dziś bez konkurencji” – wieszczyła “Machina”.

Dla wielu młodszych fanów rapu obecność Smarkiego na nowym albumie Quebonafide była nie tylko sensacją, ale też okazją, by… pierwszy raz się z nim po prostu zapoznać. Aby postać Smarka ciut lepiej Wam przybliżyć, a zarazem ukazać, jak istotnym jest to dla polskiej sceny raper, poprosiłem o wypowiedzi kilku specjalistów, którzy opisali artystę z różnych perspektyw.

Mateusz Osiak (Rap MATTers) opowiedział, który numer Smarka po prostu musi jego zdaniem trafić do hiphopowych annałów

– Zdecydowanie “Żyje jak każdy mój ziomek [Eko Fresh Remix]”. Definicja stylu Brudnych Serc oraz Smarkiego. To bardzo lekki numer, zarapowany przez ziomków z bloku obok, z którymi wyszliśmy właśnie na ławeczkę, żeby pogadać o życiu i stuknąć się niewyszukanym piwem ze sklepu obok (wers “Dobre czasy, złe czasy, ale leje się bro” niejeden truskul ma wytatuowany na sercu i powinien doczekać się upamiętnienia na murze). Rozmowa z każdą kolejną butelką, dzięki której zaczynamy się otwierać, przechodzi z wymiany luźnych uwag do wypowiadania na głos swoich marzeń. A te marzenia, to wygrywanie życia w oczach Smarkiego, to nie spanie w Hiltonie, nie jeżdżenie w bentleyu i ciuchy ze znanym logiem, tylko “chujowe Volvo kombi” i “letniskowiec przy Bałtyku”, a osiągnięcie ich wymaga tylko lub aż ukończenia studiów, po których Smarki “na dworze sobie otworzy browiec”. Zkibwoy, który zostawił tu swoją życiówkę, dokłada do tego przepiękny wers: “Dziewczyna, praca, dom, szkoła, rodzina / To rutyna, którą najbardziej kocham wygrywać” i czujemy, że mówią do nas nie gwiazdy popu, a normalne chłopaki, żadne odmieńce. Ich wygrywanie życia to coś, co może osiągnąć każdy z nas, ten króliczek jest bliżej niż dalej. To jak łatwo utożsamić się z wersami Smarkiego i Zkibwoya, ale też ich zdolność do przekazywanie swoich myśli w bezpretensjonalny sposób zjednało im tylu oddanych fanów.

Krzysiek Nowak (Newonce) wskazał, co wyróżniało Smarkiego na tle dziesiątek innych MC’s, którzy w podobnym okresie próbowali budować swoją pozycję na scenie

Mówiąc o Smarku w czasach, gdy każdy flow da się podrasować różnoraką obróbką termiczną w studiu czy zamaskować jego niedostatki gąszczem adlibów, jeszcze wyraźniej widać, że na tle tamtych czasów gość był ewenementem podziemia. Znakomita większość graczy uchodzących obecnie za legendy undera to błyskotliwi linijkowcy, których teksty już wtedy lepiej wyglądały na papierze niż brzmiały na bicie przez braki w mikrofonowym rzemiośle, a gorzowianina można spokojnie określać turbo utalentowanego żołnierza, który dzięki intelektowi skombinował sobie najlepszą broń w całej armii. Nawet po latach jest on MC pełną gębą, a nie tylko doskonałym wersokletą; jego stare rzeczy ciągle imponują niewymuszonym luzem i humorem, sympatyczną nonszalancją, truskulowo rozpisaną frazą i obserwacjami tak prostymi, że aż niespotykanie uniwersalnymi. Trudno jego stillo streścić w jednym kawałku, ale wydaje mi się, że dzięki “Kawałkowi o rapie” da się zrozumieć, czemu facet ma nie fanów, lecz wyznawców, do których zresztą się zaliczam, przyznaję bez bicia. Eldokowe prawidło zamykające się w zbitce styl, flow, oryginalność pasuje do niego jak ulał.

Marcin Flint (ten, którego też wspomniał na płycie Quebo) dostał za zadanie wyróżnienie, u którego z młodych raperów da się odnaleźć najwięcej elementów stylu Smarkiego

Zdecydowanie u Maty. Chodzi o humor, nonszalancję i młodość, za którymi stoją przy okazji umiejętności i ucho do bitów. Dla mnie to główne smarkowe zalety. Tylko Mata bardziej wszechstronny i bardziej oryginalny. To ogólne odczucie, trudno mi by było wskazać konkretny numer.

Dlatego wskażę go gdzie indziej – smarkowy vibe czułem słuchając „Czapka 20 lat później” Absynthu. Witalny, lekki rap o pierdołach, który niczego nie musi. Juras o butach, Miodu o czapce.

***

Historię obecności Smarka na płycie Quebo i jego “nowego” numeru poznaliście już u nas z newsów (tutaj i tutaj), nie ma się co powtarzać. Udało mi się skontaktować z bohaterem naszej publikacji, ale tradycyjnie nie chciał się wielce rozwodzić. Przyznał tylko, że jest mu oczywiście bardzo miło z racji na zamieszanie, jakie wywołał numer z jego udziałem, po czym poprosił o przejście na prywatną ścieżkę rozmowy, “off the record”. Szanuję jego wolę.

To zresztą dla Smarka jest bardzo typowe. Postać dla wielu pomnikowa jest zarazem jedną z najbardziej tajemniczych na naszej scenie. Żyje jak każdy z nas, odciął grubą kreską to, co było kiedyś, nigdy nie miał parcia na to, żeby zostać gwiazdą rapu. Pozostaje nam więc po prostu cieszyć się tym, co po swojej hiphopowej przygodzie zostawił, przypomnieć sobie świetne współprace chociażby z Eldo, Łoną czy Łysonżim, projekt Brudne Serca.

Świetnie, że gorzowski raper został “odświeżony” na najważniejszym jak dotąd polskim rapowym albumie 2020 r., bo w hip-hopie od zawsze chodziło też o łączenie styli, scen, ale też swoistą sztafetę pokoleń. Niby Quebo i Smarka dzieli raptem 7 lat, ale w kontekście polskiego rapu wygląda to właśnie jak zderzenie światów. Oczywiście tylko pozornie i bardziej symbolicznie.

Ostatecznie liczy się bowiem po prostu styl, charyzma, linijki, osobowość. I tak jak Quebonafide to być może najważniejsza w kontekście muzycznego mainstreamu polski raper A.D. 2020, tak Smarki jest i pewnie już na zawsze pozostanie ikoną sceny podziemnej.

Andrzej Cała

Polecane

Share This