10 najbrzydszych okładek polskich płyt

W brzydocie nie jest ukryte piękno.

2018.02.01

opublikował:


10 najbrzydszych okładek polskich płyt

foto: mat. pras.

Nie każdy rodzi się Jeffem Junkiem, czyli człowiekiem, który odpowiada za wybitne okładki z wytwórni Stones Throw. Nie każdy ma możliwość projektowania ślicznych coverów, a nawet jeśli te nie zaimponują swoim pięknem, to chociaż powinny intrygować. Bez obaw, zawsze są gorsi, bo każdy może pobawić się w grafika.

Dzisiaj postanowiłem skupić się na polskich okładkach, a przyznam szczerze – było z czego wybierać! Skoro już wspomniałem o labelu Peanut Butter Wolfa to wypada również napisać, że za design niektórych albumów wytwórni odpowiadał Polak, konkretnie Radek Drutis. To właśnie dzięki niemu można było podziwiać dzieła Yesterday’s New Quintet czy The Last Electro-Acoustic Space Jazz & Percussion Ensemble.

Mieliśmy kilku wybitnych projektantów, takich jak Rosław Szaybo czy Marek Karewicz. Obecnie też takich mamy – wystarczy tylko wspomnieć o Grzegorzu Forinie Piwnickim, Alku Morawskim czy Jacku Rudzkim. Mamy też twórców, którzy są w totalnej opozycji do ich olbrzymiego talentu. Niestety. Albo i „stety”, bo dostarczają niesamowitej frajdy.

Przeglądając swoją półkę z płytami, zasoby internetu i kilka innych źródeł, można natrafić na tyle perełek, że zamiast 10 najbardziej przypałowych okładek powstanie długi cykl, który będzie żył przez co najmniej kilkanaście miesięcy. Przeglądając niektóre covery można odnieść wrażenie, że jedynym czynnikiem, który decydował o tym, że można zaprojektować okładkę, było narysowanie prostej kreski w Paincie… Nie przedłużając – typów było wiele. Pozostały te „najlepsze”.

Silver Samurai ‎”Back To The 80’s”

Jedni wracali do przyszłości, inni do namiastki kiczu. Szkoda tylko, że okładka „Back to the 80’s” zespołu Silver Samurai nie stała nawet obok niego. Nie do wiary, ale cover jest jeszcze gorszy od muzyki, która znalazła się na płycie.

Zły Ed „Konsekwencje braku motywacji”

Tutaj sprawa jest bardzo prosta – tytuł idealnie oddaje stan emocjonalny grafika. Nie pozostaje nic innego, jak tylko współczuć i życzyć dożycia lepszych czasów.

Pęku „Nowe wyzwanie”

Absolutny klasyk, sztos nad sztosy i najprawdopodobniej najważniejsze dzieło w historii polskiego rapu z kategorii „jak nie robić dobrych okładek”. Unikat w skali świata. Mina rapera mówi dokładnie tyle samo, co mina Aarona Lennona po transferze z Tottenhamu do Evertonu. Niestety, O$ka, autor okładki, się w tym przypadku nie popisał…

Tytuł „Sytuacja bez wyjścia”

Ktoś naoglądał się za dużo okładek w stylu pen & pixel, ale na „Sytuacji bez wyjścia” zapomniał wrzucić na tło kurczaków, niedźwiedzi i skąpo ubranych pań. Wtedy mielibyśmy unikat w skali świata, a tak pozostaje tylko designerska ciekawostka, bo co dobrego można powiedzieć o muzyce Tytułu? Okropność, której nie można docenić nawet w formie żartu.

Gandzior „Gorące wersy płoną”

Silver Surfer ma się dobrze, jednak „Gorące Wersy Płoną” okazują się być jedną wielką ściemą. Czegoś takiego tutaj nie uświadczycie – liryka nie jest nawet przygaszonym petem. Jest za to coś innego – natężenie złej muzyki, która w połączeniu z coverem stanowi idealną symbiozę, która nigdy nie powinna ujrzeć światła dziennego.

Gosia Andrzejewicz „Wojowniczka”

Trzeba mieć w sobie dużą siłę woli, żeby zgodzić się na taką okładkę. Jeżeli ta zdobiąca „Wojowniczkę” miała powalić słuchaczy prawym sierpowym albo zwyczajnie na Gołotę – ciosem w jaja – to się jej to udało. Warto odnotować fakt, że nasza dzielna wojowniczka Gosia kontynuuje swoją cukierkową misję, tym razem na Instagramie, gdzie publikuje przesłodkie filmiki dla wiernych fanów. Ta, jasne, fanów…

Ania Sool „Sool w twoim oku”

Chwila powagi – wypada docenić za bardzo dobrą grę słów w tytule. Wracając jednak do tematu – czy ta sool, tzn. sól, nie przeszkodziła w wyborze czegoś zdecydowanie ładniejszego?

Tony „Dziany dziedzic mixtape”

Facet, Kool Keith jest tylko jeden!

Śliwa „Ghetto Champion”

Z „Ghetto Champion” jest jeden zasadniczy problem – nie wiadomo, czy ten cover należy traktować poważnie. Nawet jeśli odbiór tego dzieła potraktuje się z przymrużeniem oka, to człowiek ma jakieś dziwne uczucie…

Torino „A ja wolę Coca Colę”

Kasety z muzyką chodnikową to jedne z najpiękniejszych rzeczy, które można było znaleźć na każdym polskim bazarze. Wyobraź sobie, że chodzisz sobie po rynku, spoglądasz na rozkładany leżak i nagle widzisz wypinającego się faceta z typografią Coca Coli… Co wtedy czujesz?

Bonus:

Jest taki sympatyczny ziomek, który nazywa się Złoty Ziom. Płyt nagrał tyle, że zapewne sam nie jest w stanie ich policzyć. Pytanie tylko, kto ich posłuchał? Zapewne niewielu, ale czy ma to jakiekolwiek znaczenie w kontekście profesjonalnego podejścia do obsługi Painta?

Dawid Bartkowski

 

 

Polecane