foto: mat. pras.
Dzisiaj swoje urodziny obchodzi jedna z naszych ulubionych polskich płyt, o czym wspominaliśmy tutaj. Z dziennikarskiego obowiązku nie możemy pominąć też innych – również dzisiaj świętuje Pharrell Williams.
Jeden z naszych największych ulubieńców wszech czasów kończy 45 lat. Z tej okazji postanowiliśmy wybrać jego najlepsze piosenki. Katalog jest olbrzymi i wybór naprawdę był bardzo trudny, ale czego się nie robi dla takich asów?
Poniżej lista 5 najlepszych naszym zdaniem numerów, w których wokalnie udzielał się Pharrell. Bez kolejności.
„Frontin'” (feat. Jay-Z)
„The Neptunes Presents… Clones” nie do końca spełnił wszystkie oczekiwania, ale nie oznacza to, że były tam słabe kawałki. Wręcz przeciwnie! Wystarczy tylko przypomnieć sobie takie produkcje, jak „Light Your Ass On Fire” z Busta Rhymesem, „Blaze of Glory” z The Clipse, „Good Girl” z Vanessą Marquez, czy „It Blows My Mind”, gdzie prawdziwy popis dał Snoop Dogg. Zdecydowanie najlepszym numerem jest jednak „Frontin'”, w którym z gościnną zwrotką wpada Jay-Z. Poziom wyżej niż na „The Black Album” i z Pharrellem, który w udawaniu Prince’a do tej pory nie ma sobie równych.
„Happy”
Tego nie spodziewał się chyba nikt. „Happy” zawojowało cały świat, ale żeby aż tak? Spektakularna piosenka, która udowodniła wszystkim niedowiarkom, którzy zwątpili w czarną muzykę, że można ją jeszcze robić ze smakiem i bez zbędnej pomocy auto tune’a i innych sztucznych wspomagaczy. No, chyba że mówimy o fantastycznych oklaskach skrytych w tle na wysokości refrenu. W tym jest prawdziwa dusza i zwyczajna radość. Czasami naprawdę za wiele do szczęścia nie potrzeba.
Jay-Z „Change Clothes”
Hova zawsze miał nosa do producentów i można się tylko spierać, kto na tym lepiej korzystał – on czy producent? Można nad tym długo myśleć, ale nie ulega wątpliwościom, że z nim najlepiej czuli sięSki, Timbaland i oczywiście The Neptunes. Z pomocą tych ostatnich (i refrenowi dzisiejszego jubilata!), stworzyli jeden z najlepszych i najłatwiej przyswajalnych rapowych numerów poprzedniej dekady. Nie ma nic lepszego do puszczenia sobie w tle przed pójściem na dobrą imprezę albo do sklepu z ciuchami. Najjaśniejszy i najbardziej pozytywny akcent wielkiej i klasycznej płyty.
Snoop Dogg „Drop It Like It’s Hot”
Tutaj wszystkie żarty się kończą, bo Pharrell wraz z Chudem Hugo udowodnili, że najprostszymi sposobami można stworzyć najlepszy banger. Jak zrobić genialny beat oparty na mlaskaniu i prostej perkusji? Jak dzięki temu przywrócić do łask Snoop Dogga? Wystarczy zapytać chłopaków albo posłuchać „Drop It Like It’s Hot”. Niesłychane, a w dodatku z fantastycznym występem dzisiejszego bohatera.
Daft Punk „Get Lucky”
Podobnie, jak w przypadku „Happy”, mamy mrugnięcie oczkiem w dawne czasy, tym razem w bardziej syntetycznej formie. „Get Lucky” najlepszym singlem tego dziesięciolecia? Nie ma lepszego wyboru. Tutaj wszystko się zgadza – od melodii, przez hooki i refren, a na liczbach kończąc. Ktoś tu rozbił bank.