RECENZJE

Justin Timberlake – „Man of the Woods”

Nikt nie powinien mieć pretensji do Justina Timberlake’a o to, że na jego nowy album przyszło nam czekać pięć lat. Wokalista przyzwyczaił już nas do tak długich przerw w dyskografii, a co najważniejsze, dotychczas wychodziły mu one na dobre. Ba, gdy tylko podkręcił tempo, wydając w 2013 roku dwie płyty, ucierpiała na tym jakość jego muzyki. O ile pierwsza część „The 20/20 Experience” zachwyca do dziś, o tyle wydana pół roku później kontynuacja przyniosła nikomu niepotrzebne pozostałości z tej samej sesji nagraniowej.

Niespełna pół dekady po tamtej premierze Timberlake wraca z kolejnym krążkiem i po raz kolejny próbuje na nowo zdefiniować swoją twórczość. O ile dotychczas zdawał się być o krok przed kolegami i koleżankami z popowej branży, o tyle teraz jakby w ogóle nie ogląda się na konkurencję. Zamiast tego proponuje podróż w poszukiwaniu korzeni własnej muzyki – do gitarowych brzmień rodzinnego Tennessee.

Podróż to o tyle ciekawa, że Timberlake jako swoich kompanów wybrał tych, dzięki którym uchodził przez lata za Steve’a Jobsa amerykańskiego popu: Timbalanda i The Neptunes. Ci, którzy niegdyś dbali o nowoczesne brzmienie płyt JT, mieli go teraz żenić z country, bluesem i rockiem. Przyznacie, że ciekawy ruch. Jeszcze bardziej intrygująco się zrobiło, gdy poznaliśmy pierwszy singiel: „Filthy”, zamiast zwiastować korzenne brzmienie, zapowiadało raczej kontynuację futurystycznych poszukiwań z poprzednich krążków. Ostatecznie okazało się, że to nie materiały prasowe wprowadzały w błąd, ale właśnie utwór promujący – bo syntetyczne „Filthy” zwyczajnie nie jest reprezentatywne dla „Man of the Woods” jako całości. Nie będzie chyba przesadą stwierdzenie, że oto mamy do czynienia z najbardziej naturalnym i organicznym dziełem w dorobku Timberlake’a.

Kluczowym instrumentem na płycie jest gitara akustyczna. To ona wiedzie tu zdecydowany prym bez względu na to, czy mówimy o bardziej dynamicznych („Midnight Summer Jam”) czy wolniejszych („Flannel”) piosenkach. To ona pozwala z jednej strony nawiązać do muzycznych tradycji regionu, z którego JT się wywodzi, a z drugiej – zachować popowy charakter tych kompozycji, czyli przede wszystkim dostarczyć zgrabną, przyjemną dla ucha melodię. Gdy uzupełnimy tę charakterystykę o elektroniczne, ale zupełnie nienarzucające się perkusje, mamy właściwie podstawowy przepis na utwór z „Man of the Woods”. Tak przedstawia się szkielet tego krążka. Tworzą go utrzymane w średnim tempie, umiarkowanie rozbudowane nagrania. I bardzo dobrze. Prawdę mówiąc, na tak pomyślanym albumie – pełnym pogodnego country popu od spełnionego zawodowo i życiowo faceta – trudno mi sobie wyobrazić rozbudowane, wielowarstwowe kompozycje, jakich pełno było choćby na pierwszym „The 20/20 Experience”. Jasne, chciałoby się więcej harmonijkowych szaleństw w „Midnight Summer Jam”. Z drugiej jednak strony kombinowanie ze strukturą piosenek, powtarzalnością fraz i ich modyfikowaniem w niektórych nagraniach („Breeze of the Pond”) wywołuje efekt odwrotny do pożądanego i raczej nuży, niż ekscytuje.

Miało być prosto, radiowo, a jednocześnie blisko muzycznych tradycji. I jest. W tym tkwi, jak sądzę, zasadniczy urok tej płyty. Dopełnia go fakt, że tracklistę pomyślano naprawdę sprytnie. Gdy wydaje ci się, że autorzy (i Timberlake, i jego producenci) zaczynają powoli zjadać swój ogon, nagle trafiają się piekielnie mocne momenty: hip-hopowe, nowoczesne „Supplies” czy pulsujące, beegeesowe „Montana”, które równie dobrze mogłoby wyjść spod ręki Daft Punk. Dzięki takim nagraniom – a także innym jak np. blues rockowe, zadziorne „Sauce” – temperatura „Man of the Woods” jest odpowiednio wysoka przez cały czas, co w ogólnym rozrachunku pozwala uznać ten album za udany powrót po kilku latach przerwy.

Karol Stefańczyk

Ocena: 4/5

cgm.pl

Recent Posts

Metallica zagrała utwór skomponowany specjalnie na koncert w Warszawie

Niespodzianka dla fanów zgromadzonych na PGE Narodowym.

52 minuty ago

Wygląda na to, że ReTo nadal ma żal do organizatorów Sun Festivalu

Raper nie może przeboleć braku miejsca na głównej scenie.

7 godzin ago

Gibbs w singlu promującym album polskiego producenta

"Wosk" to idealny kawałek na wakacje.

8 godzin ago

Poznaliśmy kolejnych uczestników „Twoja Twarz Brzmi Znajomo”

Wiemy, z kim będzie rywalizowała Patricia Kazadi.

17 godzin ago