W mijającym tygodniu dotarły do nas smutne wieści o śmierci Shifty’ego Shellshocka. Ciało wokalisty Crazy Town znaleziono w poniedziałek w Los Angeles. Artysta miał zaledwie 49 lat.
Przyczyna śmierci Shifty’ego nie została ujawniona, ale nie jest tajemnicą, że muzyk zmagał się z uzależnieniem od narkotyków. Z wypowiedzi jego rzecznika Howiego Hubbermana dla „Rolling Stone’a”, można wywnioskować, że to właśnie używki okazały się w tej sytuacji kluczowe.
– Seth zmagał się z problemami związanymi z nadużywaniem różnych substancji. Nie był szczęśliwy z powodu trudów, z jakimi wiązało się jego życie. Różni ludzie radzą sobie na różne sposoby. Niestety, wiele osób tracimy z powodu uzależnień i dostępności narkotyków. Śmierć Setha to prawdziwa tragedia. Odszedł zbyt wcześnie – powiedział Hubberman.
Dziś przyjaciel Setha, Tim Ryan, który próbował pomóc wokaliście wyjść z nałogu, zdradził TMZ szokujące fakty na temat ostatnich miesięcy życia muzyka. Jak się okazuje wokalista Crazy Town przez ostatnie miesiące był bezdomny.
Shellshock wielokrotnie przyznawał się do uzależnienia. Pojawiał się nawet w amerykańskich programach reality show o wiele mówiących nazwach „Celebrity Rehab” i „Sober House”, by tam na oczach publiczności poddawać się leczeniu. Już w 2012 roku informowano, że artysta znajduje się w śpiączce i jest leczony na oddziale intensywnej terapii w Los Angeles. Pozostał pod opieką szpitala przez tydzień i według różnych źródeł zapadł w śpiączkę z powodu problemów związanych z narkotykami. W tym samym roku został skazany za posiadanie kokainy i przemoc domową wobec swojej dziewczyny. Został skazany na trzy lata w zawieszeniu.
W ostatnich latach przeżywał kolejne awantury w życiu osobistym, a w 2023 roku został aresztowany za jazdę pod wpływem alkoholu. Trafił także na pierwsze strony gazet po tym, jak podczas jednego z jego występów na żywo wdał się w sprzeczkę z kolegą z zespołu Bobbym Reevesem. Pozostawił po sobie trzech synów
Kuriozalne wideo podbija sieć.
Sytuacja wewnątrz tej grupy jest co najmniej nietypowa.
Od incydentu minęły dwa tygodnie, a artysta zdaje się już nim nie przejmować.
Wychodzi na to, że ludzie niekoniecznie chcą być nazywani w pracy "niewolnikami".