Categories: NEWS

CGM.pl i WIMP grają na czarno #4

Dziś poruszamy się powoli po dekadzie 1998 – 2008. Dużo neo soulu, połamanych rytmów i klimatycznego, ciepłego hip-hopu w jedną playlistę składa Karol Stefańczyk.

Meshell Ndegeocello – „Good Intentions” (2003)

Czwarte wydanie „Gry na czarno” rozpoczynamy od utworu Meshell Ndegeocello. Pochodząca z Berlina wokalistka promowała w ubiegłym roku w Polsce swój ostatni album „Comet, Come To Me”, ale „Good Intentions” pochodzi z innej jej płyty, wydanej przed trzynastoma laty „Comfort Woman”. Wydawnictwo to uchodzi za jedno z najlepszych w karierze Ndegeocello, a to nagranie – gitarą i połamanym rytmem wygrywające fantastyczny klimat – jest jednym z dziesięciu powodów, dlaczego krytycy i słuchacze się w tym wypadku nie mylą.

Les Nubians – „Makeda” (1998)

W mojej pamięci Ndegeocello i Les Nubians stoją obok siebie. Może to przez sąsiedztwo Niemiec z Francją, ale przecież o ile ta pierwsza wcześnie przeniosła się z rodzicami do Waszyngtonu, o tyle siostry Faussart od zawsze reprezentują scenę paryską. Nie tyle więc geografia, co muzyczne fascynacje łączą to trio. „Makeda” to singiel z debiutanckiego albumu Les Nubians „Princesses Nubiennes”, a zarazem czołowy przedstawiciel złotej ery neo-soulu.

Reflection Eternal – „The Blast” (2000)

A skoro o Les Nubians mowa. W 2000 roku dziewczyny dograły swoje wokale do pięknego utworu „Love Language”, który trafił na pierwszy wspólny album Taliba Kweliego i Hi-Teka – „Train Of Thought” – wydany pod szyldem Reflection Eternal. Zostańmy więc na chwilę przy tej płycie i przypomnijmy klasyczny „The Blast”. Niewielu jest producentów, którzy wykręcali równie dobre basy co Hi-Tek. Pod względem tego, co dzieje się „na dole” ścieżki dźwiękowej, singiel z „Train Of Thought” to istny majstersztyk.

Common feat. Jill Scott, Bilal – „Funky For You” (2000)

W tym roku mija piętnaście lat od premiery dwóch ważnych krążków przedstawicieli drugiego pokolenia Native Tongues. O „Train Of Thought” wspominamy wyżej, ale „Like Water For Chocolate” to równie wspaniały, jeśli nawet nie wspanialszy album wydany w tamtym czasie. Common zaprosił do współpracy koleżanki i kolegów z grupy Soulquarians. Członkowie tego zespołu (m.in. D`Angelo, Questlove, Erykah Badu, James Poyser) maczali palce w dwóch legendarnych neo-soulowych krążkach z tego samego roku – „Voodoo” i „Mama`s Gun” – a „Like Water…” uzupełnia tę trylogię kanonicznych pozycji przełomu wieków.

Lucy Pearl feat. Q-Tip, Snoop Dogg – „You” (2000)

Soulquarians mieli to do siebie, że byli bardzo ruchomym kolektywem. W skład grupy wchodzili też m.in. Raphael Saadiq i Q-Tip. Saadiq w 1999 roku powołał do życia supegrupę Lucy Pearl, zapraszając do współpracy DJ`a A Tribe Called Quest Alego Shaheeda Muhammada oraz… D`Angelo. Ten jednak z powodu napiętego grafika odszedł wkrótce z zespołu, a jego miejsce zajęła Dawn Robinson z En Vogue. W takim składzie trio wydało w 2000 roku imienny krążek, a jednym z singli był łagodny, uroczy utwór ze zwrotkami Q-Tipa i Snoopa.

The Foreign Exchange feat. Oddissee, Sean Boog, Kenn Starr – „The Answer” (2004)

Gdy działalność Soulquarians straciła na tempie, słuchacze zaczęli rozglądać się za kimś, kto wypełni lukę po kolektywie i zadba o tereny przygraniczne między hip-hopem a soulem. Odpowiedź przyszła z Holandii. Tamtejszy producent Nicolay skontaktował się przez internet z Phonte`em, raperem z uznanego tria Little Brother, i drogą mailową napisali „Connected”, jedną z bardziej klimatycznych płyt XXI wieku. Brzmienie Nicolaya jest wzorowe: bas wylewa się tutaj strumieniami, sample tworzą przestrzeń, a wyraziste bębny chronią tę oniryczną muzykę przed rozmyciem i mdłością. Questlove i spółka bez wątpienia są dumni.

J Dilla feat. Dwele – „Think Twice” (2001)

Dumny byłby jednak przede wszystkim J Dilla, bo te bity to przede wszystkim jego szkoła. Surowy, oszczędny, a jednocześnie piekielnie głęboki i bujający styl mogliśmy już poznać na „Beats, Rhymes & Life” A Tribe Called Quest (1996), potem na „Fantastic Vol. 2” Slum Village (2000), ale kulminacja przypadła na „Welcome 2 Detroit”. To bodaj ostatni moment, gdy Dilla – jeszcze jako Jay Dee – lubuje się jeszcze w harmonii, cieple i pełni brzmienia. Już chwilę później trafi do Stones Throw, nagra płytę z Madlibem i jego muzyka nabierze szorstkości, sample zaczną szumieć, a bębny trzeszczeć. Choć, oczywiście, nadal będą to rzeczy piękne i przełomowe. Na tle jego późnych rzeczy „Think Twice” brzmi jak rzecz z innej galaktyki.

Waajeed feat. Monica Blaire – „Knives Out” (2006)

Bez względu jednak na to, czy mówimy tu o wczesnym, czy późnym Dilli (choć nie na miejscu jest być może używać tych kategorii w przypadku osoby, która zmarła, mając zaledwie 32 lata), producent ten zainspirował liczne grono producentów, w tym niemal całą XXI-wiecznę scenę Detroit. Duet Platinum Pied Pipers wziął od Jaya Dee wiele: wyrazisty rytm, brudne syntezatory, ucho do soulowych wokali, sympatię dla gatunków sąsiednich (elektronika, bossa nova, r&b, rap). Wydali dwie płyty: absolutnie wybitne „Triple P” (2005) i „Abundance”, o którym słuchacze szybko zapomnieli. „Knives Out” to solowa producencka robota Waajeeda, jednego z członków PPP. Rzecz pochodzi z albumu „Exit Music: Songs With Radio Heads”, wypełnionego kowerami Radiohead.

N.E.R.D. – „Run To The Sun” (2002)

Pharrell Williams, jeśli mnie pamięć nie myli, nie miał jeszcze okazji nikogo kowerować. Nic dziwnego, to w końcu osobowość, człowiek-orkiestra i wizjoner – gość, któremu wystarczą jego własne melodie. Swoimi pomysłami mógłby obdarzyć połowę singli na listach przebojów, a pewnie i tak zostałoby mu kilka sztosów na b-side`y. Gdy w 2002 roku wydawał pierwszy album N.E.R.D., był już gwiazdą i obok Timbalanda najważniejszym producentem mainstreamu. „In Search Of…” to płyta pod wieloma względami esencjonalna, zdradzająca ówczesne fascynacje The Neptunes określonym brzmieniem bębnów, krótkimi klawiszowymi motywami i funkującymi riffami.

Pharoahe Monch feat. Mr. Porter, Dwele – „So Good” (2007)

Jeszcze kilka lat temu narzekaliśmy, że brakuje na scenie Pharoahe Moncha – jego pierwszy („Internal Affairs”) i drugi („Desire”) krążek dzieliło osiem lat przerwy. Dziś, gdy raper regularnie dostarcza nam nowego materiału, narzekamy, że co prawda jest obecny, ale jakoś tak niewyraźnie. W ubiegłym roku wydał „PTSD” i krążek ten, choć solidny, przeszedł bez echa. Nic dziwnego: więcej w nim słychać było rzemiosła niż błysku. Na płycie Monch opowiada o problemach z depresją, o myślach samobójczych. Może stąd wzięła się przeciętna jakość krążka? Cóż, pozostaje mieć nadzieję, że ten nowojorski MC – bez wątpienia jeden z najwspanialszych w swojej generacji – jeszcze będzie w stanie zachwycić nas tak jak w 2007, gdy powrócił z doskonałym, wszechstronnym „Desire”.

4Hero feat. Darien Brockington, Phonte – „Give In” (2007)

Nie od dziś wiadomo, że wszelkie szufladki obce były też brytyjskim DJ`om. Londyński kolektyw 4Hero miał duży wpływ na oblicze drum`n`bassu i jungle, ale od początku XXI wieku konsekwentnie brnął w bliższe nam gatunki: nu jazz, brokenbeat, soul. Wydane w 2007 roku „Playing With The Changes” jest pod tym względem chyba ich szczytowym osiągnięciem (ewentualnie opublikowane sześć lat wcześniej „Creating Patterns”). Sposób, w jaki użyto w „Give In” smyczków i klawiszów, powinien być wzorem dla wielu polskich producentów. To naprawdę nie musi być łzawe.

Silhouette Brown – „Check It (Calling You)” (2005)

Zostańmy jeszcze przez chwilę 4Hero i posłuchajmy efektów współpracy tego kolektywu z innym znanym na angielskiej scenie: Bugz In The Attic. Takie połączenie nie mogło zaowocować niczym słabym. Na imiennym krążku fascynacja kobiecymi wokalami rzuconymi na połamane podkłady jest widoczna jeszcze bardziej. Posłuchajcie tylko, co dzieje się z sekcją perkusyjną w „Check It”, jak blisko jest ona jazzowych solówek. Przyjrzyjcie się pejzażom, które rozpościerają się w tle nagrania. Oddajcie szacunek wokalistce, która fantastycznie panuje nad całością. Wreszcie posłuchajcie całego „Silhouette Brown”, bo jest dostępny na WIMP-ie.

Blackalicious – „Sleep” (1999)

Niby zmiana klimatu, niby bardziej konserwatywnie i hip-hopowo, ale „Sleep” to nadal muzyka bardziej nocy niż dnia, bardziej jesieni niż lata, bardziej łóżka niż klubu. Miarowy, utrzymany w średnim tempie podkład, delikatne klawisze i rozlewająca się w tle trąbka usypiają. I dobrze, bo tak miało być – to w końcu moment, kiedy album Blackalicious „Nia” ma się ku końcowi, Gift Of Gab zarapował już swoje najlepsze wersy, a kolejne zostawił na następne albumy, o których – miejmy nadzieję – jeszcze nie raz i nie dwa przyjdzie nam wspomnieć.

Maciek Kancerek

Recent Posts

Metallica zagrała utwór skomponowany specjalnie na koncert w Warszawie

Niespodzianka dla fanów zgromadzonych na PGE Narodowym.

41 minut ago

Wygląda na to, że ReTo nadal ma żal do organizatorów Sun Festivalu

Raper nie może przeboleć braku miejsca na głównej scenie.

6 godzin ago

Gibbs w singlu promującym album polskiego producenta

"Wosk" to idealny kawałek na wakacje.

7 godzin ago

Poznaliśmy kolejnych uczestników „Twoja Twarz Brzmi Znajomo”

Wiemy, z kim będzie rywalizowała Patricia Kazadi.

16 godzin ago