fot. mat. pras.
Trudno zdecydować się mi na jedną z tych epek. Obydwie huczą i skwierczą, stroją na straży dwustuprocentowego stylu i hiphopowej ortodoksji tak mocno, że komar się nie przedrze. Czuć tu krew sampla, ostrze skreczu i pot mistrza ceremonii, który na wszystko ciężko pracował i nigdy nie dostał za to stosownej nagrody. Może prawdziwa miejska muzyka nie lubi szczęśliwych zakończeń? Z pewnością zapominamy jak mocno może uderzyć wers bez kalkulacji, co dzieli pracę od pasji i różni mężczyzn od chłopców.
W dobie rapu sytuującego się w roli nowego popu, brakuje albumów uwierających, niewygodnych, takich zmuszających mózg do pracy i wymagających emocjonalnego oswojenia. Pięć Dwa to rzecz adresowana dla dorosłych, w duchu niby rdzennie rapowa, a jednak roztaczająca zupełnie niehiphopową energię. Należy się przemóc, przedrzeć przez to, co bywa muliste i histeryczne, bo ci pasterze sumień w końcu nie są rozkojarzeni. Wiedzą za to skąd są dobre widoki na niepewną przyszłość.
Gdybym tej płyty po ludzku nie lubił – a lubię –to musiałbym ją szanować po starannej kalkulacji. „Teraz” się po prostu zgadza. Jest w tym właściwy bilans śląskiego hip-hopu i zagłębiackiego reggae, nostalgii i spojrzenia krytycznego, porywającego rytmu i kojącej melodii. A jeżeli dodać całe mnóstwo trafionych, umiejętnie zaobserwowanych wersów i skutecznych refrenów wychodzi na to, że nikt bliżej polskiego „Distant Relatives” Nasa i Damiana Marleya jeszcze nie był.
Chwaliłem tę pozycję od razu jak wyszła, ale wtedy jeszcze nie wiedziałem, że antycypowała rzeczywistość. Warszawski raper wyprzedził zarówno polityczne przebudzenie związane z drugą edycją hot16challenge, jak i cały zestaw przykładów na podwójne standardy władzy, które ukazały się podczas pandemii. Nowomowa, dwójmyślenie i propaganda telewizji państwowej posuwającej się do wymyślania nieistniejących postaci to Polska niepokojąca bliska temu, o czym pisał Tyrmand w latach 50. I Orwell nieco później. Pomost Procenta jest budowany trwale i precyzyjnie.
To jest „Niekończąca się opowieść” XXI wieku, tylko, że zamiast wielkiego miasta mamy jedno z tych zapijaczonych, zaćpanych miasteczek, gdzie życie toczy się między Biedronką a Providentem. Mateusza w wir przygód wciąga rap, nie książka. Zamiast Atreyu mamy Szpaka z różową kominiarką, co nie znaczy, że na smoku nie poleci. I jest to kwaśno-gorzki lot nadwrażliwca, z całym mnóstwem ładnych melodii, na których jest szansa pokrzyczeć, że to łobuz kocha najmocniej. Porywający krążek.
W ostatnim czasie nikt nie mógł odmówić Białasowi pozycji czy umiejętności. Brakowało… entuzjazmu? Opowieści? „H8”, choć krótkie, to zarazem angażująca słuchacza spowiedź, kopalnia celnych wersów, manifest dojrzałości i katalog SB Maffiji, pokazujących jakich bitów, refrenów i zwrotek można się od tej ekipy spodziewać. Szczerze, z pazurem, humorem i wiarygodnie, bez „rzemieślniczego” aspektu, za to z muzyką będąca w relacji z gadką. Najpierw człowiek, potem raper.
O, ktoś tu jest na czasie – z powrotem do surowości i minimalizmu, z wyspiarskimi inspiracjami, z wiksą o nieodgadnionej zawartości ironii. Barto’cut to zdecydowanie najpierw producent, więc gadka nie narzuca się podkładom. „Sztuczne kwiaty” to nie tyle realizm magiczny, co cyberpunk magiczny. Retrofuturystyczna rupieciarnia po której chodzi się tak, że nic nie przeszkadza. I z autentyczną ciekawością tego, co znajdzie się za następnym regałem.
Na oficjalnym debiucie podopiecznego SB Maffiji są utwory przerażające. Jak można być tak młodym i jednocześnie tak dobrze czuć język, zdobywać się na tyle humanizmu, tak swobodnie podporządkowywać sobie bit? Ale wtedy krążek z figlarnym śmiechem skacze na bombę w to, co niepoważne, nastoletnie, chwyta te chwile, które błyskawicznie się przeterminowują i przyszpila w utworach nie zastanawiając się, czy wypada, czy nie. Na celujący zdaje egzamin niedojrzałości. Dorosłe i gówniarskie. Ze starej i z nowej szkoły. Raper rozgrywa tu wiele kontrastów, uzyskując spójny, przekonujący, szczery jak mało co album.
Niby to tylko zgrabnie połączony zestaw inspiracji, ale gdyby ludzie dostawali więcej takich playlist, to Spotify mogłoby śmiało zastąpić biblioteki. Czego to „Śpiewnik domowy” nie robi? Mierzy Polakom ciśnienie, nie tylko atmosferyczne. Rozgląda się po oknach i bramach za sztuką. Upija w imię słowiańskiej fantazji i tańczy dla latynoskich wzruszeń. Nogą upycha klocki do nordyckich szaf, ręką czyta historię, tę niepisaną przez zwycięzców. Świat jest w swojskiej pigułce, człowiek w zagranicznych częściach.
Takiej płyty nie nagrywa się bez upadania i powstawania, bez znalezienia najciemniejszego momentu nocy, po to, żeby wyjść na słońce. To muzyka spracowanych rąk, niespokojnych nóg, dochodzącej siebie wątroby, ale też zaskakująco spokojnej głowy. Słuchając, czujesz się tak, jakby nikt wcześniej siebie tak nie przepracował. Wśród tłuszczu bębnów i melancholii gitar Knap roztacza swoją wielkoludzią tkliwość. Po wiejsku jowialny, ani trochę nie zwarszawiał, prędzej się uprażył. Nie ma tu bowiem Placu Zbawiciela, jest Libeň.
Koniecznie sprawdź jeszcze tę piątkę: JWP/BC – „Koledzy”, Jan-rapowanie & Nocny – „Uśmiech”, Rasmentalism „Geniusz”, Dwa Sławy – „Pokolenie X2” i Kidd x BROKN FLWRS – „Rytuały przejścia”
Marcin Flint
Artysta przebywa obecnie poza granicami Polski.
Czy wokalistka podbije platformę takim kontentem?
Artysta nie podjął wyzwania, ponieważ "zamknął rozdział pajacowania w internecie".
Organizatorzy nie szukali długo zastępstwa.
Premiera krążka we wrześniu.